Bóg stwarza Świat ex nihilo


DLACZEGO ISTNIEJE
RACZEJ COŚ NIŻ NIC?

OSTATECZNE WYJAŚNIENIA WSZECHŚWIATA





mnich buddyjski Zbigniew Modrzejewski






SPIS TREŚCI


  1. WSTĘP

  2. DLACZEGO ISTNIEJE RACZEJ COŚ NIŻ NIC?

  3. WIELKI WYBUCH !!!

  4. BRAK ONTOLOGICZNEJ ALTERNATYWY

  5. KOSMOLOGIA DOGMATYCZNA

  6. DLACZEGO ISTNIEJE RACZEJ BÓG-STWORZYCIEL NIŻ NIC?

  7. NOWA FIZYKA I KOSMOLOGIA PRZYSZŁOŚCI

  8. NIETEISTYCZNY MISTYCYZM BUDDYZMU

  9. BRAK DOWODU NA NIEISTNIENIE BOGA

  10. NIEDOSKONALI PÓŁBOGOWIE NIESTWORZYCIELE

  11. PODSUMOWANIE






Motto
Jeśli chodzi o mój światopogląd, a także moją praktykę życiową, uważam buddyzm za najbardziej pożyteczną religię. W swojej modlitwie mówię: Niechaj wszystkie istoty osiągną stan Buddhy poprzez buddyzm. Z praktycznego punktu widzenia zdaję sobie natomiast sprawę, tak jak Buddha i jego kontynuatorzy, że istnieją różne predyspozycje umysłowe, wymagające odmiennych punktów widzenia. To jasno pokazuje, dlaczego jest tak wiele teorii w obrębie jednej tylko religii. Daje to również pogląd na religie nie buddyjskie; tłumaczy, dlaczego nie powinniśmy nawracać ani propagować myśli buddyjskiej wśród tych, którzy nie zrozumieją jej sensu. W samej społeczności buddyjskiej istnieją cztery szkoły filozoficzne: madhjamaka, cittamatra, sautrantika i waibhaszika. Madhjamaka jest filozofią samego Buddhy, zatem uważamy, że jest najwłaściwsza. Jednak Buddha nie powiedział swoim uczniom, że akurat ta szkoła filozoficzna jest najlepsza. Powiedział jedynie, że madhjamaka jest bardzo dobra. Dlatego też zdajemy sobie sprawę, że trzeba respektować punkty widzenia ludzi spoza kręgu buddyjskiego i być ich świadomym. Buddyzm nie jest dla nich zrozumiały, natomiast inne religie, religie chrześcijańskiego Boga, są dla takich ludzi użyteczne, są efektywne. Podejście buddyjskie ich nie zmieni. Tak jak pacjentów nie interesuje, który lek jest najdroższy. Interesuje ich, który lek jest najbardziej odpowiedni dla konkretnego przypadku, w konkretnych okolicznościach. Wszak celem jest wyleczenie choroby, a nie zwiększenie sprzedaży leku. Nie przepiszemy wszystkim tego samego specyfiku. Dlatego nie mogę powiedzieć, z praktycznego punktu widzenia, czy buddyzm jest najlepszą religią; trzeba to osądzić, biorąc pod uwagę przede wszystkim okoliczności, sytuację życiową każdego człowieka.”

-- Jego Świątobliwość Tenzin Gjatso, XIV-sty Dalaj Lama Tybetu






1.
WSTĘP

Poniższy tekst jest próbą poszukiwania alternatywnych odpowiedzi na to niełatwe pytanie: Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?

William Blake's etching-watercolour - Ancient of Days. British Museum, London W rozdziale drugim zapoznamy się z genezą tego doniosłego pytania oraz poznamy jedną z perspektyw na to zagadnienie autorstwa ks. prof. Michała Hellera. Czy to aby nie Bóg-stworzyciel jest tą pierwszą przyczną, z powodu której istnieje raczej nasz Wszechświat niż nic? Czy Bóg-stworzyciel jest bytem koniecznym? W rozdziale trzecim zapytamy o to, kto/co stworzyło Wszechświat? Czy był to Wielki Wybuch, czy raczej Bóg-stworzyciel? A może to właśnie Bóg-stworzyciel spowodował Wielki Wybuch? Zapoznamy się też z kosmologiczną krytyką modelu Wielkiego Wybuchu i naszkicujemy alternatywne modele kosmologiczne. W rozdziale czwartym zastanowimy się, czy aby Parmenides przypadkowo nie udzielił już odpowiedzi na pytanie Leibniza ; czy ontologiczny Byt ma swoją alternatywę ; czy teologia uznaje zasadę sprzeczności i co z tego wynika dla odpowiedzi na pytanie Leibniza. W rozdziale piątym przyjrzymy się kosmologicznym preferencjom ks. prof. Michała Hellera i zestawimy je z alternatywnymi modelami kosmologicznymi w kontekście pytania Leibniza. W rozdziale szóstym zadamy pytanie: Dlaczego istnieje raczej Bóg-stworzyciel niż nic? Jeżeli istnienie Boga-stworzyciela miało by wyjaśniać istnienie naszego Wszechświata, to naturalnie z analogicznych powodów wypadało by zapytać dlaczego istnieje Bóg-stworzyciel. Trudno odpowiedzieć na pytanie o przyczyny istnienia naszego Wszechświata, a o ile trudniej na pytanie o przyczyny istnienia Boga-stworzyciela. O ile istnienie naszego Wszechświata jest dla nas bezpośrednim, namacalnym faktem, o tyle przypuszczalne istnienie Boga-stworzyciela może być w najlepszym przypadku tylko aksjomatem roboczej hipotezy lub dogmatem teologii. Dlaczego istnieje raczej Bóg-stworzyciel niż nic, skoro najprościej było by, gdyby nie istniało nic? A może Bóg-stworzyciel jednak nie istnieje? Czy możemy wykluczyć taką możliwość? Dokonamy też krytycznej analizy ortodoksyjnego panenteizmu chrześcijańskiego, jaki proponuje nam w kontekście pytania Leibniza ks. prof. Heller.

W rozdziale siódmym przyjrzymy się powodom konieczności rozszerzenia obowiązującego naukowego paradygmatu, w którym „być może musi zostać miejsce na mistycyzm”, jak proponuje Lee Smolin, nazwany przez magazyn „Discovery” nowym Einsteinem. Natomiast Albert Einstein był przekonany, że: „Religia przyszłości będzie religią kosmiczną. Powinna ona przekraczać koncepcję Boga osobowego oraz unikać dogmatów i teologii. Zawierając w sobie zarówno to, co naturalne, jak i to, co duchowe[ i mistyczne ], powinna oprzeć się na poczuciu religijności wyrastającym z doświadczania wszelkich rzeczy naturalnych i duchowych jako pełnej znaczenia jedności. Buddyzm odpowiada takiemu opisowi. (...) Jeżeli istnieje w ogóle religia, która może sprostać wymaganiom współczesnej nauki, to jest nią buddyzm.” W rozdziale ósmym rozważymy potencjalne zastosowanie mistycyzmu buddyjskiego, jako naukowej metody empirycznej, w celu rozszerzenia obowiązującego naukowego paradygmatu, by w rezultacie uzyskać nową perspektywę na pytanie Leibniza.

Czy to aby nie Bóg-stworzyciel jest tą pierwszą przyczną, z powodu której istnieje raczej nasz Wszechświat niż nic? Czy Bóg-stworzyciel jest bytem koniecznym? W rozdziale dziewiątym zastanowimy się, czy brak dowodu na nie istnienie Boga jest argumentem wspierającym hipotezę o jego istnieniu. Rozważymy przesłanki u podstaw hipotezy istnienia Boga-stworzyciela. Niektóre z tych przesłanek, jak opisy ze świętych ksiąg, to zbyt mało. Zastrzeżenia wobec wiarygodności opisów ze świętych ksiąg sformułował filozof David Hume w swoim dziele „Badania dotyczące rozumu ludzkiego”, które wstrząsnęło podstawami filozofii jego czasów. Jego zastrzeżenia nie straciły nic na swojej aktualności. W rozdziale dziesiątym dowiemy się, co święte księgi wszystkich religii mają nam do powiedzenia na temat Boga. Każda religia, w przeszłości i obecnie, ma swoje święte księgi. Każda z tych ksiąg inaczej opisuje Boga i historię stworzenia świata. Czy któraś z tych wszystkich świętych ksiąg jest może bardziej święta niż inne? Jak mamy to odróżnić, która księga jest obiektywnie święta, a która nie? Co miało by o tym decydować?

W rozdziale jedenastym dokonamy podsumowania. Dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Dlaczego istnieje raczej Bóg-stworzyciel niż nic, skoro najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic? Te pytania nigdy nie były bardziej aktualne niż obecnie. Sądzę, że warte są naszego głębszego zastanowienia.



2.
DLACZEGO ISTNIEJE RACZEJ COŚ NIŻ NIC?

Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?” To słynne pytanie postawił Gottfried Wilhelm Leibniz(1646-1716) w swojej rozprawie „On the Ultimate Origination of Things”. Filozof Leszek Kołakowski(1927-2009) w swojej książce O co nas pytają wielcy filozofowie” tak napisał o Leibnizu:

Portret Leibniza pędzla Bernharda Christopha Franckego, Brunszwik, Herzog Anton Ulrich-MuseumMówi się o Leibnizu - nie pamiętam, kto pierwszy to powiedział - że był ostatnim człowiekiem w Europie, który wiedział wszystko. Rzeczywiście, wchłonął całą kulturę duchową swojego wieku i we wszystkich dziedzinach, jakie sobie przyswoił, był twórczy: matematyka i fizyka, filozofia i teologia, logika i jurysprudencja, nauki historyczne i geologia, wszystko było w jego zasięgu. Czegokolwiek się jął ten umysł genialny, wszystko wzobogacał. Rychło już taka wszechwiedza nie była możliwa, różne odnogi kultury rosły zbyt spiesznie. [...]Trzeba nieustannie pamiętać o dwóch naczelnych prawidłach naszego myślenia, twierdził Leibniz. Jedno z nich, nie budzące na ogół sprzeciwu, to zasada sprzeczności, czyli reguła, wedle której to, co sprzeczność zawiera lub do sprzeczności prowadzi, musi być fałszywe. Druga reguła nie jest, jak się wydaje, czysto logiczna, lecz metafizyczna. Jest to zasada racji dostatecznej. [...]Leibniz stawia sławne pytanie: dlaczego istnieje coś, zamiast by raczej nic nie istniało, zaważywszy, że nic jest łatwiejsze niż coś? gdy uznamy, że jest to pytanie sensowne ( czemu niektórzy filozofowie przeczą ), odpowiedź jest jedna: tylko Bóg jest taką przyczyną. Skoro zaś dla Leibniza zasada racji dostatecznej jest wymogiem logiki, wydawałoby się, że istnienie Boga jest prawdą logiczną.


Na słynne pytanie Leibniza często powołuje się ks. prof. Michał Heller, laureat prestiżowej nagrody Templetona, przyznawanej corocznie za działania związane z pokonywaniem barier pomiędzy nauką i religią. W swojej książce „Podglądanie Wszechświata”, ks. prof. Heller zaprasza nas do tego, aby odważnie podążać drogami ludzi myślących:

Jedną z cech Myślących jest to, że myślą dogłębnie, nigdy nie zatrzymując się w pół drogi. Nie wystarczy im dociekanie, jak zbudowany jest świat, jak dla pożytku swojego i innych wykorzystać prawa przyrody, jakie skarby kultury nagromadzi. Stawiają pytania sięgające jeszcze dalej: skąd się wziąłem i dokąd zmierzam, jakie jest moje miejsce we Wszechświecie, jaki jest cel mojej życiowej wędrówki? Na pierwszą grupę tych pytań - o budowę świata, o prawa przyrody, o ludzką historię i kulturę - odpowiadają nauki przyrodnicze i humanistyczne, na drugą - o ludzkie miejsce we Wszechświecie, o sens i cel ludzkiego życia - filozofia i religia. Bez współpracy pytań naukowych, filozoficznych i religijnych nie można myśleć dogłębnie. Stawiając tylko pytania naukowe i poszukując na nie odpowiedzi, zatrzymujemy się w pół drogi, nie pytamy o to, co dla naszego życia najważniejsze. Nie pytamy o to, dzięki czemu nasze istnienie możemy wygrać lub przegrać, a więc nie myślimy dogłębnie. Gdy z kolei stawiamy tylko pytania religijne, stroniąc od tego, co może dać nam nauka, narażamy się na wypełnianie religią dziur w naszej wiedzy, a to łatwo prowadzi do spłycenia naszej religijności, a nawet ośmieszania religii w oczach innych. To prawda, że między pytaniami nauki i pytaniami religii niekiedy istnieje napięcie, a czasem nawet dochodzi do konfliktów, ale jest też prawdą, że oba rodzaje pytań - naukowe i religijne - uzupełniają się wzajemnie. Poszukując dogłębnego zrozumienia rzeczywistości, nie można pominąć ani pytań naukowych, ani pytań religijnych. Nauka i religia wspierają się wzajemnie w tym poszukiwaniu. Religia bez nauki często przeradza się w zaślepienie i fanatyzm. Nauka bez religii daje obraz ostry, ale niepełny i fragmentaryczny. Aby podjąć próbę zrozumienia świata, musimy odważnie podążać drogami ludzi myślących. Te drogi różnią się od wszystkich innych, są trochę samotne i bardziej pną się pod górę, ale są też znacznie ciekawsze i pewniej prowadzą do celu. Człowiek myślący musi zawsze kroczyć własną ścieżką, którą przeciera po to, by stać się przewodnikiem ludzkości.”


Trudno nie zgodzić się z ks. prof. Hellerem - między pytaniami nauki i religii niekiedy istnieje napięcie, a czasem nawet dochodzi do konfliktów, jednak by podjąć próbę zrozumienia świata, musimy odważnie podążać drogami ludzi myślących. Człowiek myślący musi zawsze kroczyć własną ścieżką. Filozofia i wszechświat. Wybór pism” to pierwsze wydanie zebranych pism filozoficznych ks. prof. Michała Hellera. Autor zagłębia się w poszukiwanie odpowiedzi, między innymi na takie pytania, jak: co łączy fizykę i metafizykę?; co to są prawa przyrody?; jaka jest natura czasu i przestrzeni?; dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Tak pisze o słynnym pytaniu Leibniza:

[...]słynne pytanie Leibniza: Dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Już w samym sformułowaniu tego pytania mieści się ważna treść metafizyczna. Trudno lepiej wyrazić metafizyczne zdziwienie istnieniem Wszechświata z równoczesnym podkreśleniem tego, że w samym Wszechświecie nie da się znaleźć usprawiedliwienia tego, że on istnieje. Co więcej, pytanie to jest pozbawione wszelkich skojarzeń czasowych i ma wyraźny aspekt globalny. W pytaniu Leibniza jest mowa tylko o istnieniu Wszechświata, a nie o istnieniu Boga.

Czy to aby nie Bóg-stworzyciel jest tą pierwszą przyczną, z powodu której istnieje raczej nasz Wszechświat niż nic? Czy Bóg-stworzyciel jest bytem koniecznym? Czy w samym Wszechświecie rzeczywiście nie da się znaleźć usprawiedliwienia tego, że istnieje? Jeżeli w pytaniu Leibniza rzeczywiście jest mowa tylko o istnieniu Wszechświata, a nie o istnieniu Boga, to, być może, należałoby je uogólnić i odnieść do istnienia Boga-stworzyciela, aby wyrazić nasze metafizyczne zdziwienie istnieniem Boga z równoczesnym podkreśleniem, że w samym Bogu nie da się znaleźć usprawiedliwienia tego, że istnieje. Dlaczego istnieje raczej Bóg-stworzyciel niż nic, skoro najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic?



3.
WIELKI WYBUCH !!!

Oto jest pytanie. Kto/co stworzyło Wszechświat? Czy był to Wielki Wybuch, czy raczej Bóg-stworzyciel? A może to właśnie Bóg-stworzyciel spowodował Wielki Wybuch ex nihilo?

A może Wielkiego Wybuchu nigdy nie było? Tak twierdzi m.in. grupa naukowców z Focus Fusion Society. Udokumentował to jeden z jej członków, Eric J. Lerner, w swojej książce zatytułowanej Wielki Wybuch nigdy się nie wydarzył”.

Mogło by się wydawać, że koronnym astronomicznym dowodem zaistnienia Wielkiego Wybuchu są obserwacje ucieczki galaktyk i związane z tym przesunięcie ku czerwieni. Jednak sam Edwin Hubble, odkrywca przesunięcia ku czerwieni, nie wykluczył i takiej możliwości, że przesunięcie to może być rezultatem czegoś innego niż Wielkiego Wybuchu. Jego wątpliwości podzielali również Albert Einstein, Aleksander Friedmann, matematyk, fizyk i kosmolog, profesor uniwersytetu w Permie oraz George Gamow, fizyk jądrowy i kosmolog. Również profesor Stanisław Bellert (1924-1976) wysunął hipotezę, że przesunięcie ku czerwieni może być wynikiem pewnych właściwości samej przestrzeni, nie zaś efektem Wielkiego Wybuchu. Nie wolno nam zapominać, że na gruncie teorii kosmologicznych Wielki Wybuch nie jest jedyną hipotetyczną przyczyną potrafiącą wytłumaczyć ucieczkę galaktyk. Ucieczka galaktyk może równie dobrze odbywać się z innych powodów niż Wielki Wybuch( zobacz: PhysOrg.com, Rati Ram Sharma, Eric J. Lerner oraz Paul Marmet i Grote Reber ). Znamiennym jest, że takie empirycznie potwierdzone przez obserwacje astronomiczne fakty, jak przesunięcie ku czerwieni i mikrofalowe promieniowanie tła, przytaczane zwykle na poparcie hipotezy Wielkiego Wybuchu, mogą i są równie dobrze przytaczane na poparcie alternatywnych teorii kosmogenezy. Takie sytuacje są na tyle powszechne, że problem ten szczegółowo opracował amerykański filozof analityczny Willard Van Orman Quine(1908-2000). Fakty nabierają swojego znaczenia dopiero w procesie ich interpretacji w kontekście danej teorii i jej aksjomatów. Dlatego przesunięcie ku czerwieni i mikrofalowe promieniowanie tła pasują nie tylko do scenariusza Wielkiego Wybuchu, ale są również kompatybilne z innymi modelami kosmologicznymi. Przesunięcie ku czerwieni i mikrofalowe promieniowanie tła same w sobie nie stanowią ostatecznego dowodu na prawdziwość ani hipotezy Wielkiego Wybuchu ani żadnej innej teorii kosmologicznej.

Na sympozjum Międzynarodowej Unii Astronomicznej w Paryżu w 1976 roku grupa wybitnych kosmologów przedstawiła 21 argumentów przeciwko interpretowaniu przesunięcia ku czerwieni, jako dowodu na zaistnienie Wielkiego Wybuchu. Laureat nagrody Nobla z Fizyki z roku 1970, profesor Hannes Alfven, nie wahał się publicznie twierdzić, że „hipoteza Wielkiego Wybuchu jest tylko wspaniałym mitem”.

Hipoteza Wielkiego Wybuchu budziła kontrowersje od momentu swojego powstania. W niekończącym się procesie prób jej empirycznej weryfikacji pojawiło się więcej nowych problemów niż tych, które udało się do tej pory rozwiązać. Hipoteza Wielkiego Wybuchu przeżywa obecnie swój największy kryzys, gdyż nie potrafi w satysfakcjonujący sposób wyjaśnić najnowszych obserwacji astronomicznych. Właśnie z tego powodu zaistniała konieczność spekulatywnego postulowania istnienia czysto hipotetycznej ciemnej energii i ciemnej materii.

To właśnie m.in. z powodu tych spekulatywnych postulatów dotyczących rzekomego istnienia czysto hipotetycznej ciemnej energii i ciemnej materii w 2004 roku grupa światowej sławy naukowców i niezależnych badaczy wystosowała List Otwarty na łamach prestiżowego czasopisma New Scientist” w sprawie zasadniczej rewizji hipotezy Wielkiego Wybuchu, apelując o rozpoczęcie badań empirycznych nad alternatywnymi teoriami kosmogenezy. List Otwarty - CosmologyStatement.org - został do tej pory podpisany przez około 500 naukowców i badaczy z całego świata, w tym przez polskiego astronoma profesora Konrada Rudnickiego. Liczba ta wciąż rośnie.

Jeżeli nie Wielki Wybuch, to co? Nieskończony Wszechświat!

Model wiecznego Wszechświata nieograniczonego w czasie nie implikuje, że taki Wszechświat musiałby być koniecznie Wszechświatem "stacjonarnym", takim, jak np. ten opisany przez model kosmologiczny, który opracowali Fred Hoyle, Thomas Gold, Hermann Bondi w swojej Teorii stanu stacjonarnego. Teoria stanu stacjonarnego została bowiem zastąpiona w 1993 przez teorię stanu quasi-stacjonarnego Quasi-steady state cosmology (QSS) rozwijaną przez Freda Hoyle'a, Burbidge'a i Narlikara. Model Wszechświata wiecznego, nieograniczonego w czasie, można rozumieć raczej w sensie modelu cyklicznego, jako nieskończony szereg oscylacji kurczenia się i rozszerzania, co wyklucza potrzebę zaistnienia Wielkiego Wybuchu, jako absolutnego pra-początku, pra-przyczyny wszechrzeczy. To właśnie faza rozszerzania sprawia wrażenie, jak gdyby koniecznie musiała być rezultatem Wielkiego Wybuchu. Być może to, co zachodzi w czasie przejścia z fazy kurczenia w fazę rozszerzania, z braku lepszego określenia, można by właśnie określić terminem „wielkiego wybuchu”. Ale taki „wybuch” nie jest wtedy ani pierwszym wybuchem, ani ostatnim, ani przyczyną istnienia naszego Wszechświata.

Nieskończony Wszechświat! Nieskończony Wszechświat - Poza teorię Wielkiego Wybuchu” to książka, której autorami są Paul J. Steinhardt, profesor na wydziale fizyki i astrofizyki Uniwersytetu w Princeton, jeden z twórców cyklicznej i inflacyjnej teorii Wszechświata, wybitny kosmolog oraz Neil Turok, kierownik Katedry Fizyki Matematycznej w oddziale Matematyki Stosowanej i Fizyki Teoretycznej w Cambridge University, uznany specjalista w zakresie podstawowych fizycznych teorii kosmosu. Prace naukowe obu autorów dotyczące wczesnych etapów ewolucji Wszechświata są wysoko oceniane przez środowisko kosmologów i fizyków. Steinhardt i Turok opisują nowy cykliczny model wiecznego Wszechświata, zbudowany w oparciu o najnowsze konstrukcje teoretyczne teorii strun. Autorzy krytycznie odnoszą się do poprzednich modeli kosmologicznych, a szczególnie do powszechnie zaakceptowanego modelu Wielkiego Wybuchu. "Najbardziej niezwykły jest fakt, że ta nowa teoria wiecznego Wszechświata jest zdolna wytłumaczyć wszystkie dane obserwacyjne z taką samą dokładnością jak zmodyfikowana teoria Wielkiego Wybuchu, a ponadto może wyjaśnić te aspekty Wszechświata, których Wielki Wybuch wyjaśnić nie potrafi" - podkreślają Steinhardt i Turok. Zdaniem autorów, Wszechświat wciąż pozostaje dla ludzkości zagadką. "W ciągu wieków ludzkiej historii pojawiło się wiele teorii o Wszechświecie. Jednak to ostatnie czterdzieści lat było pod tym względem wyjątkowe. Teoria gorącego Wielkiego Wybuchu jako jedyna zdominowała dyskurs naukowy i publiczny, a nawet stała się stałym punktem szkolnego programu nauczania" - zauważają. Przypominają, że jej podstawowe założenie, że Wszechświat powstał 14 miliardów lat temu z bardzo gęstego i gorącego stanu oraz od tego czasu stale się rozszerza i ochładza, zostało zdecydowanie potwierdzone w wielu niezależnych pomiarach. Jednak, według nich, niemal wszystkie inne założenia tej teorii muszą zostać zmodyfikowane. "Każda ze składowych teorii - ciemna materia, inflacja, ciemna energia - zostały dodane i niezależnie dopasowane do pomiarów, a wszystkie te dopasowania zdecydowanie zmieniły naszą koncepcję historii Wszechświata. Pomimo to obraz tej historii pozostaje dalej niekompletny" - podkreślają naukowcy. Przyjęto, że Wielki Wybuch jest początkiem czasu i przestrzeni, ale ich zdaniem, nauka nie ma żadnego pomysłu na wyjaśnienie dlaczego on nastąpił. "Nie ma także solidnej hipotezy dotyczącej przyszłości Wszechświata. Większość kosmologów nie uważa tych wad za niepokojące" - piszą autorzy we wstępie do książki. "Każdy taki cykl rozpoczyna się wybuchem, nie będącym jednak początkiem czasu i przestrzeni. Ma za to swoją przeszłość i przyszłość, które mogą być opisane prawami fizyki. Każdy z cykli wpływa na następujący po nim" - mówią autorzy. Dodają także, że możliwe jest, że czas i przestrzeń powstały wiele cykli temu, ale jest także możliwe, że są one dosłownie wieczne. Naukowcy zaznaczają, że ich koncepcja wiecznego Wszechświata jest w początkowym stadium rozwoju. Ale, jak podkreślają, zagadnienia, które niesie nowa teoria mogą tak silnie wpłynąć na sposób, w jaki postrzegamy wszechświat i nasze w nim miejsce, że zasługują na upowszechnienie.

Michio Kaku jest profesorem fizyki teoretycznej na City University w Nowym Jorku. Jest współtwórcą teorii strun i autorem bestsellera Hiperprzestrzeń”. Jak twierdzi, często spotyka się z pytaniem: Co wydarzyło się przed Wielkim Wybuchem? Oto co ma on na ten ciekawy temat do powiedzenia:

Lee SmolinJednak prawie zawsze ktoś z publiczności zadawał mi następne niewinnie brzmiące pytanie: Ale co się wydarzyło przed Wielkim Wybuchem, panie profesorze? W tym momencie zauważałem zwykle nieznaczny uśmieszek satysfakcji pojawiający się na twarzach niektórych osób na sali, przekonanych, że zapędzili wykładowcę w kozi róg. Wiedziałem, że oczekiwali, iż rozłożę ręce i ze wzrokiem utkwionym w sufit westchnę filozoficznie: My, naukowcy, po prostu nie wiemy. Nie mamy o tym pojęcia. Jest to jedna z wielkich nie wyjaśnionych tajemnic natury. Możliwe, że nigdy się nie dowiemy. Zobaczyłem wiele zaskoczonych twarzy, gdy odpowiedziałem: Cieszę się, że pan o to zapytał, ponieważ jest to temat dzisiejszego wykładu. Zajmiemy się dzisiaj właśnie tym, co prawdopodobnie wydarzyło się przed narodzinami Wszechświata. Analizowaniem tego problemu zarabiam na życie. Moich słuchaczy zbija z tropu stwierdzenie, że fizyka Wszechświata przed Wielkim Wybuchem stała się jedną z najmodniejszych dziedzin badań w przodujących laboratoriach na całym świecie. Narodzinom nowej nauki, zwanej kosmologią kwantową, których świadkami właśnie jesteśmy, towarzyszy wyczuwalna atmosfera podniecenia. Chociaż nie ma jeszcze doświadczalnych dowodów przemawiających za poprawnością kosmologii kwantowej, teoria ta ma tak nieodparty urok, że znalazła się w centrum intensywnych badań naukowych. Już teraz zmusiła nas, niemal wbrew naszej woli, abyśmy stawili czoło niezwykłym możliwościom istnienia wszechświatów równoległych, tuneli czasoprzestrzennych i dziesiątego wymiaru. Tematyka ta pociąga wielu fizyków, idących w ślad za takimi pionierami, jak Stephen Hawking czy laureat Nagrody Nobla Murray Gell-Mann. [...]Fizycy potrzebują kwantowej teorii grawitacji, która opisywałaby zarówno subatomowy świat kwantów, jak i strukturę Wszechświata. Z tego niezwykłego mariażu ogólnej teorii względności i teorii kwantowej wynikają jeszcze bardziej niezwykłe konsekwencje, takie jak wszechświaty równoległe i hiperprzestrzeń. Nasz Wszechświat może więc być po prostu kwantowym pęcherzykiem, powstałym w wyniku fluktuacji kwantowej w nieskończonym oceanie pieniącym się wszechświatami. W tym nieskończonym oceanie, zwanym wieloświatem, ciągle powstają z próżni nowe wszechświaty. [...]Andriej Linde z Uniwersytetu Stanforda, jeden z twórców teorii inflacji, jest przekonany, że takie pęcherzyki ciągle powstają i przecinają się nawzajem. W artykule, który ukazał się w styczniowym numerze "Świata Nauki" z 1995 roku Andriej Linde napisał: Jeśli moi koledzy i ja mamy rację, to może już wkrótce pożegnamy się z wyobrażeniami, według których Wszechświat pojawił się jako ognista kula w wyniku Wielkiego Wybuchu. Ten nowy obraz Wszechświata powoduje, że inaczej patrzymy na religijną mitologię. Większość mitów dotyczących pochodzenia Wszechświata można podzielić na dwie kategorie: judeochrześcijański mit Genesis, według którego świat został stworzony w pewnym określonym momencie, oraz hinduistyczno-buddyjski mit Nirwany, mówiący o bezkresnym Wszechświecie, który nie ma początku ani w czasie, ani w przestrzeni. [...]Brałem kiedyś udział w dyskusji z laureatem Nagrody Nobla Stevenem Weinbergiem. Kiedy wspomniałem o milionach Wielkich Wybuchów zachodzących ciągle, Weinberg powiedział: Ta wizja wydaje mi się bardzo pociągająca i z pewnością należy ją traktować poważnie. Wynika z niej ważny wniosek: nie było początku, tylko coraz większe Wielkie Wybuchy, a Wieloświat trwa wiecznie. Nie trzeba zmagać się z pytaniem, co było przed Wielkim Wybuchem.


W swojej książce „Krótka historia czasu”, prof. Stephen Hawking pisze, iż w klasycznej teorii grawitacji możliwe są tylko dwa warianty zachowania się Wszechświata: albo istniał wiecznie, albo rozpoczął się w pewnej chwili przeszłości, podczas gdy w teorii kwantowej pojawia się trzecia możliwość:

prof. Stephen Hawking Problemem pochodzenia i losu Wszechświata zainteresowałem się w 1981 roku, gdy uczestniczyłem w konferencji na temat kosmologii, zorganizowanej przez jezuitów w Watykanie. Kościół katolicki popełnił ogromny błąd w sprawie Galileusza, gdy ogłosił kanoniczną odpowiedź na pytanie naukowe, deklarując, iż Słońce obraca się wokół Ziemi. Tym razem, kilka wieków później, Kościół zdecydował się zaprosić grupę ekspertów i zasięgnąć ich rady w sprawach kosmologicznych. Pod koniec konferencji Papież przyjął jej uczestników na specjalnej audiencji. Papież powiedział nam, że swobodne badanie ewolucji Wszechświata po Wielkim Wybuchu nie budzi żadnych zastrzeżeń, lecz od zgłębiania samego Wielkiego Wybuchu należy się powstrzymać, gdyż chodzi tu o akt Stworzenia, a tym samym akt Boży. Byłem wtedy bardzo zadowolony, iż nie znał on tematu mego wystąpienia na konferencji - mówiłem bowiem o możliwości istnienia czasoprzestrzeni skończonej, lecz pozbawionej brzegów, czyli nie mającej żadnego początku i miejsca na akt Stworzenia. Nie miałem najmniejszej ochoty na to, by podzielić los Galileusza, z którego postacią łączy mnie silna więź - uczucie swoistej identyfikacji, częściowo z racji przypadku, który sprawił, iż urodziłem się dokładnie 300 lat po jego śmierci! [...] W klasycznej teorii grawitacji, opartej na rzeczywistej czasoprzestrzeni, możliwe są tylko dwa warianty zachowania się Wszechświata: albo istniał wiecznie, albo rozpoczął się od osobliwości w pewnej określonej chwili w przeszłości. W teorii kwantowej pojawia się trzecia możliwość. Ponieważ używamy czasoprzestrzeni euklidesowych, w których czas jest traktowany tak samo, jak przestrzeń, czasoprzestrzeń może mieć skończoną rozciągłość i równocześnie nie mieć żadnych osobliwości stanowiących granice lub brzeg. Czasoprzestrzeń może przypominać powierzchnię kuli w czterech wymiarach. Powierzchnia kuli ma skończoną rozciągłość, a jednak nie ma granic ani brzegów! W kwantowej teorii otwiera się nowa możliwość: czasoprzestrzeń może nie mieć żadnych brzegów, a więc nie ma potrzeby, by określać zachowanie Wszechświata na brzegu. Nie ma żadnych osobliwości, w których załamują się prawa nauki, ani żadnych brzegów czasoprzestrzeni wymagających odwołania się do pomocy Boga lub do jakiegoś zbioru nowych praw wyznaczających warunki brzegowe dla czasoprzestrzeni. Taki Wszechświat byłby całkowicie samowystarczalny i nic z zewnątrz nie mogłoby nań wpływać. Nie mógłby być ani stworzony, ani zniszczony. Mógłby tylko być. [...] Zatem istnienie wszystkich skomplikowanych struktur, jakie widzimy we Wszechświecie, może być wyjaśnione przez brak granic i warunków brzegowych czasoprzestrzeni oraz zasadę nieoznaczoności mechaniki kwantowej. Tak długo, jak Wszechświat ma początek, można przypuszczać, że istnieje jego Stwórca. Ale jeżeli Wszechświat jest naprawdę samowystarczalny, nie ma żadnych granic ani brzegów, to nie ma też początku ani końca, i po prostu istnieje! Gdzież jest wtedy miejsce dla Boga-stworzyciela?



4.
BRAK ONTOLOGICZNEJ ALTERNATYWY

W swojej książce Filozofia i wszechświat. Wybór pism” ks. prof. Heller podejmuje kwestie nieskończoności w kosmologii oraz początkowej osobliwości, które konfrontuje z ideą stworzenia Wszechświata przez Boga. Tak pisze o tajemnicy stworzenia:

Jednakże Wszechświat naprawdę istnieje. "Niedozwolony przeskok" od nieistnienia do istnienia musiał się jakoś dokonać. To jest właśnie "tajemnica Stworzenia". Czuję się w obowiązku przestrzec Czytelnika przed zbyt łatwą pokusą traktowania "niedozwolonych przeskoków", o jakich pisałem wyżej, jako miejsc, które należałoby wypełnić "hipotezą Boga". Powołaniem nauki jest nigdy nie zatrzymywać się w łańcuchu pytań i nigdy nie porzucać strategii poszukiwania na nie odpowiedzi za pomocą naukowych metod. Sądzę, że to, co wydaje się nam dziś "niedozwolonym przeskokiem" ( np. od nie-życia do życia lub od nie-świadomości do świadomości ) jest czymś niedozwolonym tylko z punktu widzenia naszej dzisiejszej logiki, ale w gruncie rzeczy stanowi fundamentalną strategię przyrody w rozwiązywaniu jej najtrudniejszych problemów. [...]Czy "nowa logika" rzuci rozjaśniający snop światła na to najważniejsze pytanie: Dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Mam nadzieję, że tak. Ale sądzę, że pytanie to na zawsze pozostanie źródłem metafizycznej fascynacji. Bo przecież istniejemy, a najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic.


Czuję się w obowiązku przestrzec Czytelnika przed zbyt łatwą pokusą traktowania "hipotezy Boga", o jakiej pisał wyżej ks. prof. Heller, jako hipotezy sensu stricto, gdyż "hipoteza Boga" nie podlega zasadzie falsyfikowalności sformułowanej przez Karla Poppera w dziedzinie filozofii nauki, a zatem "hipoteza Boga" nie może być nigdy wysunięta, jako hipoteza stricte naukowa.

Richard Swinburne, jeden z najbardziej wpływowych filozofów chrześcijańskich w świecie anglosaskim, ponownie sformułował niektóre tradycyjne argumenty na rzecz istnienia Boga. W swojej książce Czy istnieje Bóg?” ( wydanie w przekładzie Ireneusza Ziemińskiego, wydawnictwo "W drodze", Poznań 1999 ) Swinburne przywołuje klasyczny argument kosmologiczny:

Niezwykłe jest to, że w ogóle cokolwiek istnieje. Z pewnością najbardziej naturalnym stanem jest po prostu nicość: żadnego wszechświata, żadnego Boga, nic w ogóle. A jednak coś istnieje.

A jednak coś istnieje! Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?

W jednym zgodzę się ze Swinburnem całkowicie. Jeżeli, jak twierdzi Swinburne, najbardziej naturalnym stanem jest po prostu nicość, to wtedy, jak on sam trafnie zauważa, nie tylko nie ma żadnego wszechświata, ale nie ma też żadnego Boga. Czy jednak istnieje Bóg-stworzyciel? O ile istnienie naszego Wszechświata jest dla nas bezpośrednim, namacalnym faktem, o tyle przypuszczalne istnienie Boga-stworzyciela może być w najlepszym przypadku tylko aksjomatem roboczej hipotezy lub dogmatem teologii. Zatem jeżeli najbardziej naturalnym stanem jest po prostu nicość, to z jakiego powodu zaistniał nasz Bóg-stworzyciel? Czy naszego Boga-stworzyciela stworzył Super-bóg-stworzyciel? Ale skoro najbardziej naturalnym stanem jest po prostu nicość, to z jakiego powodu miałby zaistnieć ten Super-bóg-stworzyciel? Dlaczego istnieje raczej Bóg niż nic?

Ale dlaczego, jak proponuje Swinburne, w ogóle istnienie czegokolwiek miałoby być "niezwykłe"? Dlaczego stanem najbardziej naturalnym miałaby być nicość? Według ks. prof. Hellera, tajemnica Stworzenia, to niedozwolony przeskok od nieistnienia do istnienia. Czy rzeczywiście najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic? Czy "nowa logika" rzuci rozjaśniający snop światła na to najważniejsze pytanie, pytanie Leibniza? Czy pytanie to na zawsze pozostanie źródłem metafizycznej fascynacji? W swojej książce Ostateczne wyjaśnienia wszechświata” ks. prof. Heller zauważa, że:

Jednym z najprostszych sposobów wyjaśniania świata jest próba przekonania siebie samego, że nie ma nic do wyjaśnienia. Jeżeli Wszechświat istniał zawsze, to nie ma żadnej racji, by pytać o jego przyczynę. [...]Nic dziwnego, że doktryna o "wieczności materii" zawsze stanowiła jedną z centralnych tez wszelkiego rodzaju materializmów.

Czy rzeczywiście trzeba wyjaśnić, dlaczego istnieje raczej coś niż nic? W przeciwieństwie do Michała Hellera, Henri Bergson uważał, że nie ma potrzeby, aby to wyjaśniać. Henri Bergson(1859-1941), pisarz i filozof francuzki, laureat Nagrody Nobla, tak mógłby odpowiedzieć Michałowi Hellerowi na jego powyższe zarzuty:

Część metafizyki obraca się, świadomie lub nie, wokół pytania, dlaczego coś istnieje. Dlaczego jest materia, duch, niźli raczej nic? Jednakże pytanie to zakłada, że rzeczywistość jest otoczona przez pustkę, że pod bytem ukryta jest nicość, że w zasadzie nic nie powinno istnieć, że zatem trzeba wyjaśnić, dlaczego rzeczywiście coś jest. Jest to jednak czysta iluzja, bo idea absolutnej nicości[ niebytu ] ma tyleż znaczenia, co idea kwadratowego koła.

Czy nasza rzeczywistość jest otoczona przez nicość? Leibniz stawia słynne pytanie: Dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Dla Leibniza odpowiedź jest jedna: tylko Bóg jest przyczyną istnienia wszelkiego bytu. Skoro zaś dla Leibniza zasada racji dostatecznej jest wymogiem logiki, wydawałoby się, że istnienie Boga jest prawdą logiczną. Ale czy rzeczywiście najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic? Warto się uważnie przyjżeć zasadzie racji dostatecznej. Zobaczmy, co ma na ten temat do powiedzenia filozof Leszek Kołakowski(1927-2009). W swojej książce Obecność mitu” Kołakowski tak pisze o zasadzie racji dostatecznej w kontekście pytania Leibniza:

W szczególności, ze względu na doświadczenie określone przez konstytucję nauki, nie mogę uznać zasady racji dostatecznej. Zasada ta ( w leibnizjańskim sensie ) nie jest ani analityczną regułą logiki, ani sprawozdaniem z obserwacji. Jest postulatem, który nadaje projektowi mitycznemu pseudo-logiczną postać artykulacyjną. [...]W rzeczywistości założenie Leibniza jest inne: nie głosi on, że cokolwiek się dzieje ma cel, lecz, że istnienie świata jest wynikiem wyboru międzu istnieniem i niebytem. Rozumowanie jest takie: można wytłumaczyć każde zdarzenie przypadkowe innymi zdarzeniami, z których każde jest przypadkowe i przypadkowa jest ich suma; żadna empiria nie potrafi znieść przypadkowości. Lecz uznać przypadkowość każdego zdarzenia z osobna oraz ich sumy, to uznać przypadkowość istnienia świata. Otóż, wedle Leibniza, tego uznać nie wolno, albowiem istnienie jest trudniejsze aniżeli nieistnienie. Pytanie, dlaczego coś w ogóle istnieje, jest tedy, wedle Leibniza, sensowne i nieodparte, a odpowiedź na nie znosi zarazem przypadkowość zdarzeń poszczególnych. Aby uprawomocnić zasadę racji dostatecznej, trzeba przeto uznać, że istnienie świata jest dziełem wyboru, ponieważ jego nieistnienie jest łatwiejsze. Zawodność doktryny Leibniza nie pochodzi tedy z konfuzji dwóch odmian przyczynowości, ale z dowolności tego właśnie założenia co do wzajemnej pozycji bytu i niebytu. Przekazywalne doświadczenie nigdy nie odnajdzie tej obserwacji, nie ma w nim bowiem żadnej intuicji niebytu, a tym samym nie ma intuicji istnienia w znaczeniu bezwarunkowym. Zatem powiedzenie, iż niebyt jest łatwiejszy niż byt ( tj. łatwiej wyobrażalny? - albo obdarzony zawsze presumpcją dodatnią? - albo dany świadomości jako idea zaczątkowa póki brak dowodów na byt? itd. ) umyka rozumieniu dopuszczalnemu w kręgu reguł naukowych. [...]Świat jest, czym jest, nie odsyła do niczego, nie wymaga pytania o racje. Kiedy nazywamy byt przypadkowym - jak czyni Sartre - również dajemy do zrozumienia, iż mamy dobrą intuicję tego, co jest bytu nieobecnością, intuicję nicości; zakładamy wtedy, wbrew Leibnizowi, że istnienie nie jest wynikiem wyboru między istnieniem a nieistnieniem i że nicość nie jest wcale od bytu "łatwiejsza", ale zakładamy, w zgodzie z Leibnizem, że [ te dwie idee ]byt i nicość są dostępne wypowiadalnej konfrontacji w pomyśleniu[ lecz nie w rzeczywistości ]. [ Domniemana teoretyczna ] ekwipotencja bytu i nicości umożliwia wiarę w przypadkowość świata, ale jest założeniem równie mitycznym, jak ich nierówność[ nieekwipotencja ].

To najważniejsze pytanie Leibniza należałoby sformułować w sposób bardziej precyzyjny: Dlaczego istnieje raczej Byt niż Niebyt( totalna nicość )? Gottfryd Wilhelm Leibniz nie był pierwszym filozofem, który sformułował ten problem. Odpowiedź na to pytanie pojawiła się na długo przed Leibnizem. Filozof Leszek Kołakowski(1927-2009) w swojej książce O co nas pytają wielcy filozofowie” napisał:

Parmenides z EleiWolałbym, prawdę mówiąc, nie wspominać o Parmenidesie z Elei wcale, bo tylu ludzi znacznie ode mnie uczeńszych miało kłopoty z rozumieniem właściwego sensu i spierało się o sens tych kilkudziesięciu zdań, jakie ocalały z heksametrem pisanego poematu, gdzie Parmenides metafizykę swoją objawił. Nie wspominać jednak o nim niepodobna, on to był bowiem siłaczem, który w ruch wprawił wielki strumień myśli europejskiej, trwający nie tylko przez tysiąc lat, jakie od jego czasu do końca akademii ateńskiej zbiegły, ale trwający i potem przez wieki w filozofii i teologii chrześcijańskiej, ale także niechrześcijańskiej, aż do naszych dni.

Wydaje mi się, że odpowiedź na słynne pytanie Leibniza jest zdumiewająco prosta. W jednym zdaniu możnaby ująć ją tak: Dlatego, że Niebyt nie stanowi ontologicznej alternatywy dla Bytu.

Parafrazując antycznego greckiego filozofa Parmenidesa, odpowiedź można wtedy zawrzeć w dwóch zdaniach: Dlatego, że wszystko to, co istnieje[czyli ontologiczny Byt], to jest, a wszystko to, co nie istnieje[czyli ontologiczny Niebyt - totalna nicość ], tego nie ma. Byt jest, a Niebytu nie ma. I z tej to prostej przyczyny istnieje właśnie Byt zamiast Niebytu. Byt jest, czym jest, nie odsyła do niczego poza sobą( bo niby do czego miałby odesłać, skoro poza bytem byłby już tylko niebyt, gdyby istniał! ); ontologiczny Byt nie wymaga pytania o swoją rację bytu!

Dlaczego Niebytu nie ma? Bo gdyby był, to byłby wtedy już jakąś formą Bytu. Być, to może tylko ontologiczny Byt, bo ontologiczny Niebyt, z definicji, nie istnieje. To takie proste.

Niebyt, to właśnie taki Święty Mikołaj ontologii. Wiele się o nim rozprawia, wiele mu się przypisuje. A on? A on nie istnieje! Aby istniała alternatywa, muszą istnieć oba jej składniki, a Niebyt, z definicji, nie istnieje, gdyż jest totalną nicością. Zatem Niebyt nie może stanowić ontologicznej alternatywy dla Bytu. Niebyt, z definicji, nie istnieje, ale istnieje idea Niebytu, tak, jak istnieje popularna wśród małych dzieci idea Świętego Mikołaja zostawiającego w nocy prezenty pod choinką. Istnieje idea Świętego Mikołaja, ale nie oznacza to, że istnieje Święty Mikołaj rzekomo osobiście odpowiedzialny za wszystkie prezenty pod wszystkimi choinkami. Idea Niebytu istnieje, ale Niebyt, opisany przez tę ideę, w rzeczywistości nie istnieje. Niebyt, to właśnie taki Święty Mikołaj ontologii. Wiele się o nim rozprawia, wiele mu się przypisuje. A on? A on nie istnieje!

Być może jednym z powodów, dla których Nicość, Niebyt nie istnieje jest to, że nawet sam wszechmogący Bóg-stworzyciel nie byłby w stanie go stworzyć?

Zatem Byt, w sposób naturalny, nie posiada ontologicznej alternatywy dla swojego istnienia. Byt jest. Byt po prostu istnieje, jako niestworzony, bez początku i bez końca, tak, jak istniałby Bóg-stworzyciel. Ale Bóg-stworzyciel nie jest konieczny do tego, aby istniał ontologiczny Byt, lub Wszechświat, bo nie istnieje taka potrzeba, aby najpierw pokonać Niebyt w prestidigitatorskim Creatio ex nihilo i w ten sposób utorować drogę dla zaistnienia Bytu. Bóg-stworzyciel nie jest bytem koniecznym. Z natury, ontologiczny Byt( a w tym i nasz Wszechświat ) jest właśnie takim bytem koniecznym. Bóg-stworzyciel jest bytem zbytecznym. Przecież nie ma potrzeby pokonywać Niebytu, który nie istnieje. Przecież nie ma potrzeby stwarzać Bytu, który zawsze istniał.Tak długo, jak Wszechświat ma początek, można przypuszczać, że istnieje jego Stwórca. Ale jeżeli Wszechświat jest naprawdę samowystarczalny, nie ma żadnych granic ani brzegów, to nie ma też początku ani końca, i po prostu istnieje! Gdzież jest wtedy miejsce dla Boga-stworzyciela?” - pyta nas retorycznie profesor Stephen Hawking. Zastanówmy się nad tym:


Ontologiczny Byt, to Istnienie.

Ontologiczny Niebyt, to Nieistnienie.

Istniejący Niebyt, to "Istniejące Nieistnienie".

"Istniejące Nieistnienie", to sprzeczność.

Czy sprzeczność mogłaby jakoś zaistnieć, jako aktualna rzeczywistość, inaczej, niż tylko jako koncepcja w naszym umyśle( logiczna konkluzja, wniosek )? Czy wszechmogący Bóg-stworzyciel mógłby dokonać cudu i stworzyć sprzeczność w rzeczywistości? Idea kwadratowego koła jest sprzecznością i dlatego nawet ja nieoczekiwałbym w tej kwestii od wszechmogącego Boga-stworzyciela cudów. Ale czy nie jest również sprzecznością tworzenie czegoś z niczego? Czyżby dla wszechmogącego Boga-stworzyciela tylko niektóre sprzeczności były możliwe? Czy filozoficzne rozumowanie w stylu Parmenidesa byłoby do zaakceptowania dla teologów katolickich? W swojej książce „Podglądanie Wszechświata”, ks. prof. Heller przytacza argumentację w stylu Parmenidesa:

Dla wielu z nas będzie zapewne zaskoczeniem, że współczesne pojęcie prawa przyrody wywodzi się ze średniowiecznych sporów o Bożą wszechmoc, a więc z dyskusji ściśle teologicznej. Przypomnijmy sobie w tym miejscu nasze dziecinne dyskusje. Chyba każdy zadawał pytania: czy Pan Bóg może stworzyć kwadratowe koło? Albo: czy Pan Bóg może stworzyć kamień tak ciężki, że nie mógłby go podnieść? Przypomnijmy sobie także odpowiedź katechety, gdyśmy takie pytania stawiali: nie może, bo kwadratowe koło i kamień tak ciężki, że Pan Bóg nie mógłby go podnieść, są sprzecznościami, a sprzeczność nie może zaistnieć, gdyż sprzeczność jest niebytem, jest niczym, a niebytu, nicości nie można stworzyć.


A więc nawet sam wszechmogący Bóg-stworzyciel nie jest w stanie stworzyć niebytu, nicości. Nic dziwnego więc, że niebyt, nicość nie istnieje. "Istniejące Nieistnienie", to przecież sprzeczność, a sprzeczność jest niebytem, jest niczym. Parmenides miał jednak rację. Niebyt nie istnieje. Jak pamiętamy, Leibniz uznawał zasadę sprzeczności, wedle której to, co sprzeczność zawiera lub do sprzeczności prowadzi, musi być fałszywe. A stąd prosty wniosek, że totalne, globalne, zupełne Nieistnienie, czyli ontologicznie "istniejący Niebyt", to idea fałszywa.

Dlaczego istnieje raczej coś niż nic, skoro najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic? Czy rzeczywiście najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic? Jak niezbicie wynika z powyższych rozważań, nie jest prawdą, że najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic. Dlaczego? Dlatego, że jest to po prostu całkowicie niemożliwe, żeby istniało totalne, globalne, zupełne nic( Niebyt )! Zatem, jest jednak najprościej, że zawsze istniało coś. Co? Byt! Ontologiczny Byt. Cały, nieskończony, niestworzony, naturalnie spontanicznie istniejący ontologiczny Byt, który naturalnie i logicznie nie posiada swojej ontologicznej alternatywy w postaci Niebytu. Być może częścią tego Bytu są również bogowie, tacy, jak starotestamentowy Jahwe, hinduski bóg Brahma i jego Święta Trójca( Trimurti: bóg Brahma, bóg Wisznu i bóg Sziwa ), staroirański bóg Ahura Mazda, słowiański bóg Świętowit( Światowid ), sumeryjski bóg Anu i jego Święta Trójca( bóg Anu, bóg Enlil i bóg Enki ) czy muzułmański Allah, ale ani wszyscy oni razem, ani żaden z nich z osobna nigdy nie był Bogiem Stwórcą Wszechrzeczy, ponieważ nigdy nie było takiej potrzeby, aby stworzyć cały ontologiczny Byt, który zawsze naturalnie, spontanicznie istniał z tego jedynego prostego powodu, że naturalnie i logicznie nie posiada i nigdy nie posiadał on swojej ontologicznej alternatywy w postaci Niebytu, gdyż taka alternatywa nie istnieje i nigdy nie istniała z tego prostego powodu, że jest niemożliwa. Istniejący Niebyt, to "Istniejące Nieistnienie". "Istniejące Nieistnienie", to sprzeczność. Idea kwadratowego koła jest sprzecznością i dlatego nie może zaistnieć, jako aktualna rzeczywistość, inaczej, niż tylko jako koncepcja w naszym umyśle( logiczna konkluzja, wniosek ).


Ziemia jest Płaska !!!



5.
KOSMOLOGIA DOGMATYCZNA

Jeżeli w mrocznych otchłaniach Bytu znalazło się trochę miejsca na jeden kwantowy wszechświat Hawkinga, to może ich tam istnieć nieskończenie wiele. Implikuje to istnienie hiperwszechświata - wszechświata wszechświatów( metawszechświata ), albo tzw. wieloświata( multiwersum ). Bo jeżeli kwantowy wszechświat Hawkinga jest ograniczony w przestrzeni, to co jest poza nim? Co jest na zewnątrz kwantowego wszechświata Hawkinga? Nieskończona, nieograniczona hiperprzestrzeń? Piekło? Smoki? A może kompletna, totalna nicość - Niebyt? „Samotna wyspa Bytu na nieskończonym oceanie Niebytu... Samotna wyspa Bytu walczy o przetrwanie, aby nie zostać pochłonięta przez rozszalały ocean Niebytu... Poezja!

Ponieważ Niebyt, z definicji, nie istnieje inaczej, jak tylko idea, koncepcja, zatem nie może on realnie istnieć na zewnątrz kwantowego wszechświata Hawkinga. Na zewnątrz ograniczonej przestrzeni kwantowego wszechświata Hawkinga istnieje hiperprzestrzeń wszechświata wszechświatów. Nieskończona ilość wszechświatów równoległych stanowi jeden z kosmologicznych postulatów fizyki kwantowej. Jedną z ilustracji tego postulatu jest kosmologiczny model inflacyjnego Wieloświatu Lindego-Vilenkina( Andriej Linde, Alex Vilenkin ).

Modele Bytu nieograniczonego w czasie z filozofii antycznej w naturalny sposób zostały zaadaptowane we współczesnej kosmologii. Jako kosmolog, ks. prof. Heller w swojej książce „Podglądanie Wszechświata” wspomina o istnieniu kosmologicznych modeli Wszechświata nieograniczonego w czasie:

Ks. prof. Heller Kosmologiczne modele Andrieja Lindego, Lee Smolina i kilka innych rozwiązują problem genezy Wszechświata poprzez odsunięcie go do minus nieskończoności. Takie postawienie sprawy opiera się na założeniu, że jeżeli Wszechświat nie ma czasowego początku, to nie pozostaje nic do wyjaśnienia[ ani nic do stworzenia ].”

Jeżeli nasz Wszechświat nie ma czasowego początku, to nie ma genezy - jest wieczny, nieograniczony w czasie, niestworzony, w podobnym sensie, jak wszechświat opisany już wyżej przez kwantowy model Hawkinga. Ale dosłownie dwie strony dalej Heller zapomina o tych wnioskach i z uporem, po raz kolejny wraca do swojego ulubionego pytania, jak gdyby pytanie to było ostateczną odpowiedzią na wszystkie inne trudne, fundamentalne pytania:

Nawet jeżeli przekonamy się, że Wszechświat wraz ze swoimi prawami istniał zawsze od czasowej minus nieskończoności, pozostanie słynne pytanie Leibniza: dlaczego istnieje raczej coś niż nic?

Niestety. Słynne pytanie nie pozostanie. Jeżeli Wszechświat istniał zawsze( od czasowej minus nieskończoności ), odpowiedź na pytanie: Dlaczego istnieje raczej Wszechświat niż nic, jest bardzo prosta. Wszechświat istnieje dlatego, że istniał zawsze, bo nie było takiego momentu, kiedy by nie istniał i kiedy można byłoby go stworzyć. Ogólnie, ontologiczny Byt, lub w szczególności, nasz Wszechświat( jako np. nieskończony szereg następujących po sobie oscylacji kurczenia się i rozszerzania ), jako szczególny przejaw ontologicznego Bytu, istniał zawsze, bo jego istnienie po prostu nie posiada swojej ontologicznej alternatywy. Niebyt nie stanowi ontologicznej alternatywy dla Bytu, bo Niebyt, z definicji, nie istnieje. Aby coś mogło być alternatywą, musi istnieć. I tak słynne pytanie Leibniza otrzymuje w końcu należytą odpowiedź, ale ks. prof. Heller wyraźnie jej nie zauważa. Dlaczego? Może dlatego, że ma on już swoją własną, preferowaną odpowiedź na słynne pytanie Leibniza i inne odpowiedzi po prostu go nie interesują? Małgorzata Glabisz-Pniewska w rozmowie z ks. prof. Hellerem pyta go: „Gdzie zatem mamy szukać Boga i o Niego pytać?” Ks. prof. Heller odpowiada jej:

Jeśli chcemy szukać miejsca dla Boga i argumentować za Jego istnieniem, musimy wyjść poza naukę i zadać pytanie, którego ona nie zadaje. Pytanie to, które udramatyzował Leibniz, było od dawna znane: dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Na to pytanie nie odpowiada nauka, tylko teologia. Istnieje coś – człowiek, wszechświat – bo zostało stworzone!

Na to słynne pytanie odpowiada nie tylko teologia katolicka. Na to słynne pytanie odpowiada m.in. Parmenides, Arystoteles, Mistrz Eckhart i Buddha, jak również niektórzy współcześni astrofizycy i kosmologowie, jak: Halton Arp, Andrei Linde, Andre Koch Torres Assis, Yurij Baryshev, profesor Konrad Rudnicki, Steinhardt i Turok, Lee Smolin, Michio Kaku, Stephen Hawking i wielu innych.

Dr Johan Masreliez jest twórcą kosmologicznej teorii Ekspandującej Czasoprzestrzeni - EST( The Expanding Spacetime Theory ). Teoria EST doktora Masrelieza w swoich założeniach odwołuje się do wniosków z filozofii Parmenidesa. Doktor Masreliez tak o tym pisze:

Zanim pomysł Wielkiego Wybuchu zyskał w połowie XX wieku popularność, większość ludzi uważała, że Wszechświat istnieje od zawsze. Koncepcję wiecznie istniejącego Wszechświata głosił około 2500 lat temu Parmenides. Przekonywał, że Wszechświat albo istnieje, albo go nie ma. Jeśli istnieje, to nie mógł być stworzony z czegoś, co nie istnieje, ponieważ nieistnienie oznacza nicość. Stąd wniosek, że Wszechświat musiał istnieć zawsze. Tego rodzaju rozumowanie jest absolutnie logicznie poprawne, jednak umysł buntuje się przeciwko idei odwiecznego istnienia.


Ten nowy obraz Wszechświata[ bez absolutnego pra-początku i pra-przyczyny ] powoduje, że inaczej patrzymy na religijną mitologię. Większość mitów dotyczących pochodzenia Wszechświata można podzielić na dwie kategorie: judeochrześcijański mit Genesis, według którego świat został stworzony w pewnym określonym momencie, oraz hinduistyczno-buddyjski mit Nirwany, mówiący o bezkresnym Wszechświecie, który nie ma początku ani w czasie, ani w przestrzeni”, napisał Michio Kaku, profesor fizyki teoretycznej. „Tak długo, jak Wszechświat ma początek, można przypuszczać, że istnieje jego Stwórca. Ale jeżeli Wszechświat jest naprawdę samowystarczalny, nie ma żadnych granic ani brzegów, to nie ma też początku ani końca, i po prostu istnieje! Gdzież jest wtedy miejsce dla Boga-stworzyciela?” - pyta nas retorycznie profesor Stephen Hawking.


Adam i Jahwe



6.
DLACZEGO ISTNIEJE RACZEJ BÓG-STWORZYCIEL NIŻ NIC?

Ks. prof. Michał Heller pyta i odpowiada: „Dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Na to pytanie nie odpowiada nauka, tylko teologia. Istnieje coś – człowiek, wszechświat – bo zostało stworzone!” Jeżeli w pytaniu Leibniza rzeczywiście jest mowa tylko o istnieniu Wszechświata, a nie o istnieniu Boga, to należałoby je uogólnić i odnieść również do istnienia Boga-stworzyciela, aby wyrazić nasze metafizyczne zdziwienie istnieniem Boga z równoczesnym podkreśleniem, że w samym Bogu nie da się znaleźć usprawiedliwienia tego, że istnieje. Parafrazując słynne pytanie Leibniza, pytam ks. prof. Hellera: Dlaczego istnieje raczej Bóg-stworzyciel niż nic, skoro najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic? Istnieje Bóg – bo został stworzony? Bo jeżeli Bóg istnieje, to musiał być stworzony, prawda? Istnieje coś/ktoś, bo zostało stworzone – twierdzi ks. prof. Heller.

Nie ma takiej konieczności, aby teologia katolicka, w dobie kosmologii kwantowej oraz tolerancji i pluralizmu kulturowo-religijnego, musiała rościć sobie wyłączne prawo do monopolizowania debaty filozoficznej na temat istnienia Boga-stworzyciela. Rozpoczął się ważny etap w debacie między nauką a religią, ponieważ fizyka kwantowa i kosmologia zrewolucjonizowały naukę, umożliwiając badanie cząstek elementarnych oraz odległych obiektów Wszechświata. Filozofia i religia muszą wobec tego odpowiedzieć na nowe pytania i wyzwania, podważające tradycyjne poglądy na naturę Wszechświata.

Dlaczego istnieje nasz Wszechświat? Jeżeli istnienie Boga-stworzyciela miało by wyjaśniać istnienie naszego Wszechświata, to naturalnie z analogicznych powodów wypadało by zapytać dlaczego istnieje Bóg-stworzyciel.

Dlaczego istnieje Bóg-stworzyciel? Trudno odpowiedzieć na pytanie o przyczyny istnienia naszego Wszechświata, a o ile trudniej na pytanie o przyczyny istnienia Boga-stworzyciela. O ile istnienie naszego Wszechświata jest dla nas bezpośrednim, namacalnym faktem, o tyle przypuszczalne istnienie Boga-stworzyciela może być w najlepszym przypadku tylko aksjomatem roboczej hipotezy lub dogmatem teologii.

Argumentacja używana przez Platona, św. Tomasza z Akwinu i Kanta opierała się na założeniu, że wszystko ma jakąś przyczynę. Zatem nie może bez przyczyny istnieć nieskończony łańcuch przyczyn i musi się on w końcu zatrzymać na pierwotnej pra-przyczynie, czyli Bogu. Ale z jakiego powodu łańcuch przyczyn nie może być nieskończony w czasie i w swej złożoności? Czy to sprzeciwia się jakiemuś prawu lub zasadzie? Na jakiej liczbie przyczyn musielibyśmy się zatrzymać, aby móc powiedzieć, że już wystarczy, i nie kontynuować ad infinitum tej podróży w czasie, przechodząc tym samym do Boga-stworzyciela, jako absolutnie pierwszej pra-przyczyny, nie mającej już swojej wcześniejszej przyczyny? Ale jeżeli argumentacja używana przez Platona, Arystotelesa, św. Tomasza z Akwinu i Kanta opierająca się na założeniu, że wszystko ma jakąś przyczynę, ma być prawdziwa, to czy nie wynika z niej wtedy, że i Bóg-stworzyciel musi mieć swoją przyczynę?

Jako filozof i kosmolog, ks. prof. Heller bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że klasyczna teologia nie potrafi zaproponować satysfakcjonujących rozwiązań dla powyższych problemów filozoficzno-kosmologicznych. Niemniej, przedstawia on ciekawą propozycję w swojej książce Filozofia i wszechświat. Wybór pism”. Popatrzmy:

[...]za bardzo trafne należy uznać rozróżnienie tradycyjnej filozofii, specjalnie opracowane przez św. Tomasza z Akwinu, podkreślające, że początek Wszechświata i stworzenie Wszechświata to dwa całkiem różne pojęcia. Bez popadania w sprzeczność można sobie wyobrazić sytuację, w której Wszechświat jest wieczny( istnieje nieskończenie długo ), a więc nie miał początku, a mimo to jest stwarzany przez Boga, przy czym stwarzanie rozumie się jako zależność Wszechświata w istnieniu od Boga.

Ks. prof. Heller od razu upewnia nas, że nie grozi nam popadnięcie w sprzeczność. Zatem nie musimy się już o to martwić. Co za ulga.

Ks. prof. Heller pisze, że jednak można sobie wyobrazić taką sytuację, w której Wszechświat jest wieczny, istnieje nieskończenie długo i nie miał początku. To dobrze!

Wszechświat nie miał początku, ale mimo to jest cały czas, ciągle stwarzany przez Boga, przez całą wieczność. Jak wyjaśnia Heller, pogląd, że Wszechświat istnieje w Bogu, ale Bóg wykracza poza Wszechświat, nazywa się panenteizmem chrześcijańskim i bezpiecznie mieści się w chrześcijańskiej ortodoksji.


Bóg-stworzyciel


W związku z tą propozycją wyłania się kilka problemów. Zacznijmy od tego, że taka propozycja wydaje się być niebiblijna. Według Biblii, najpierw był Bóg-stworzyciel, a dopiero potem stworzony przez niego Wszechświat. Prawda Objawiona w Piśmie Świętym jednoznacznie stwierdza, że biblijne stworzenie Wszechświata ma początek i koniec, trwało tylko sześć boskich "dni", zostało zakończone, a dobry Bóg mógł wtedy odpocząć w czasie "dnia" siódmego. Niezależnie od tego, jak długo trwają boskie "dni", nie ulega wątpliwości, że ich długość jest ograniczona. To oczywiste.

Natomiast stwarzanie Wszechświata, jakie proponuje nam ks. prof. Heller za św. Tomaszem z Akwinu(1224-1274), nie ma początku i trwa wiecznie. Sam Heller przyznaje, że Tomasz z Akwinu nie był pierwszym, który głosił tę spekulatywną hipotezę. Pochodzi ona od żydowskiego filozofa i lekarza, Mojżesza Majmonidesa(1135-1204). Majmonides z kolei zaczerpnął tę ideę od Arystotelesa. Tomasz z Akwinu studiował pisma filozoficzne Majmonidesa. Majmonides i Tomasz, jako filozofowie, byli pod wielkim wpływem myśli Arystotelesa. W swojej książce Pięćdziesięciu wielkich filozofów”, autorka Diane Collinson tak pisze o wpływie Arystotelesa na filozofię Majmonidesa:

Podobnie, jak Arystoteles, tak i Majmonides utrzymywał, że Bóg jest czystym rozumem, a rozum ludzki przypomina rozum boski. Twierdzenie to jest sprzeczne z poglądem, że Boga można opisywać tylko w sposób negatywny, oraz z tezą, że własności Boga są zupełnie różne od własności tego, co stworzył. [...]Poważną trudność przy próbie pogodzenia filozofii z wiarą przedstawia zestawienie poglądu Arystotelesa, że świat jest logicznie konieczną konsekwencją boskiego rozumu i istnieje wiecznie, z religijną wizją Stworzenia, jako aktu Bożej woli. Majmonides próbował pokonać tę trudność argumentując, że po pierwsze, wywód Arystotelesa nie dowodzi wiecznego i koniecznego istnienia rzeczy, a po drugie, nie można go przyjąć, gdyż jest sprzeczny z Torą i z nauką proroków.

Ortodoksyjny panenteizm chrześcijański proponowany przez Tomasza z Akwinu wydaje się być sprzeczny z Torą( Starym Testamentem ) i z nauką proroków. Odwiecznie stwarzany Wszechświat paradoksalnie jest wtedy tak stary, jak sam Bóg. Bóg nie był pierwszy. Stwarzany Wszechświat jest współistotny Bogu. Bóg jest wieczny i stwarzany Wszechświat jest wieczny. Wbrew wcześniejszym zapewnieniom ks. prof. Hellera, taka historia, jak widzimy, wydaje się jednak pozostawać w sprzeczności ze starotestamentowym Genezis. Filozof Leszek Kołakowski przywołuje heretycką myśl: „Powiada [ heretyk ] Eckhart, że wolno uznać, iż świat był odwieczny. Wydaje się to przeciwne biblijnej idei stworzenia. Z drugiej strony, skoro Bóg jest bezczasowy, byłoby bluźnierstwem i obrazą boską sądzić, że w jakimś momencie postanowił świat stworzyć.

Kiedy ks. prof. Heller mówi o sytuacji, w której Wszechświat jest wieczny( istnieje nieskończenie długo ), nie miał początku, a mimo to jest stwarzany przez Boga, przy czym stwarzanie rozumie, jako zależność Wszechświata w istnieniu od Boga, to należało by w tym miejscu poprosić ks. prof. Hellera, aby spróbował sprecyzować na czym taka postulowana zależność miała by polegać? Jaki miałby być ewentualny mechanizm tej postulowanej zależności? Czy taka zależność wogóle jest możliwa? Jeżeli tak, to dlaczego? Czy zostało to zweryfikowane? Jeżeli tak, to w jaki sposób?

Jaki aspekt Boga ma na myśli ks. prof. Heller? Czy w przypadku takiej "globalnej" zależności - ciągłego stwarzania Wszechświata przez Boga, przez całą wieczność tego Wszechświata - ma on na myśli aspekt immanentny czy raczej transcendentny? A może oba naraz? Niestety, obie propozycje są w oczywisty sposób trudne do przyjęcia, tak, jak ich kombinacja.

Aspekt immanentny, niezależnie od tego, czy byłby on "czasowy", czy nawet aczasowy( "nie-czasowy" - być może na podobieństwo aczasowych zjawisk kwantowych w okolicach tzw. "progu" Plancka ) w oczywisty sposób zawiera się w samym Wszechświecie i w tym sensie jest jego integralną częścią, więc trudno w takim przypadku mówić o jakiejś zależności, gdyż Wszechświat byłby wtedy zależny sam od siebie, co jest przecież sprzeczne z naszym założeniem.

Natomiast aspekt transcendentny, w takim sensie, w jakim najprawdopodobniej rozumie go ks. prof. Heller, jest aczasowy( "nie-czasowy" ) w przeciwieństwie do czaso-przestrzennego Wszechświata. W tym przypadku postulowana relacja apektu aczasowego( "nie-czasowego" ) i czaso-przestrzennego Wszechświata jest co najmniej niejasna, gdyż trudno wyobrazić sobie punkt wspólny dla takiej zależności w przypadku dwóch wzajemnie wykluczających się sposobów istnienia - czasowego i aczasowego, immanentnego Wszechświata i transcendentnego Boga. Immanentny Wszechświat nie miał początku, ale mimo to jest cały czas, ciągle stwarzany przez transcendentnego aczasowego( "nie-czasowego" ) Boga, przez całą wieczność? Moim zdaniem zawarta jest w tym sprzeczność. Najbardziej autorytatywny opis Boga został nam objawiony w Starym Testamencie. Czy Jahwe ze Starego Testamentu, gdy przechadza się w rajskim ogrodzie Eden i rozmawia z Adamem, robi na nas wrażenie Boga "nie-czasowego" i transcendentnego? Nie. Bóg w rajskim ogrodzie Eden jest jak najbardziej immanentny i "czasowy", dokładnie tak, jak Adam i Ewa.

Załóżmy więc, że aspekt transcendentny jest czasowy. Bóg trwa wiecznie i Wszechświat trwa wiecznie. Ale ks. prof. Heller proponuje( za św. Tomaszem z Akwinu ), że to jednak Wszechświat jest zależny w swoim istnieniu od Boga. Z jakiego to istotnego powodu? Być może dla św. Tomasza z Akwinu powody te były oczywiste. Jednak w tej "symetrycznej" sytuacji równie dobrze można by zaproponować, że to Bóg jest zależny w swoim istnieniu od Wszechświata! Co więcej, w tej sytuacji, gdy Bóg trwa wiecznie i Wszechświat trwa wiecznie, można by równie dobrze zaproponować, że to ani Bóg nie jest zależny w swoim istnieniu od Wszechświata, ani Wszechświat w swoim istnieniu od Boga.


Atlas jako metafora Panenteizmu


W swojej książce Ostateczne wyjaśnienia wszechświata” ks. prof. Heller tak próbuje skrótowo doprecyzować ortodoksyjny panenteizm chrześcijański:

Boga można zastąpić tylko nieskończonym ciągiem skończonych przyczyn. Nie bez powodu w filozofii Boga twierdzi się, iż jest On Bytem Nieskończonym. Nieskończona Przyczyna nie jest pierwszym ogniwem w łańcuchu przyczyn. Ona uzasadnia istnienie całego łańcucha, nawet gdyby łańcuch był nieskończenie długi.

Kosmiczny Żółw jako metafora Panenteizmu Podsumujmy. Z punktu widzenia teologii, w panenteistycznym modelu Wszechświat może być wieczny, jako nieskończenie długi łańcuch przyczyn. Mimo tego, nasz Wszechświat, jako ten nieskończenie długi łańcuch przyczyn musi jednak "opierać" się na Bogu, jako na Nieskończonej Przyczynie, bo bez tego "oparcia" na Nieskończonej boskiej Przyczynie nasz Wszechświat po prostu nie mógłby istnieć?

Widzę tutaj pewną analogię z greckim tytanem Atlasem. Rozumowanie było takie, że Ziemia musi się przecież na czymś opierać, bo w przeciwnym razie chyba by spadła w dół, w otchłań. Jeżeli nie spada, to tylko dlatego, że podtrzymuje ją na swoich barkach grecki tytan Atlas! W mitologii chińskiej miejsce Atlasa zajmuje kosmiczny Żółw. Ponieważ nasza Ziemia jest skończona i ograniczona, to grecki Atlas i chiński kosmiczny Żółw również mogą być ograniczeni w swoich rozmiarach. Ale jak podtrzymać coś, co jest nieskończenie długie - nieskończenie długi łańcuch przyczyn( nasz Wszechświat )? Tego nadtytanicznego cudu dokonać może tylko Nieskończona Przyczyna - nasz wszechmocny Pan Jahwe, Bóg-stworzyciel. Alleluja!

Nasza radość jest jednak przedwczesna. Niestety, pozostaje nieusuwalny problem. Jeżeli Ziemię podtrzymuje Atlas lub kosmiczny Żółw, to co podtrzymuje Atlasa? Jeżeli nieskończenie długi łańcuch przyczyn( nasz Wszechświat ) musi być jednak "podtrzymywany" przez Nieskończoną Przyczynę - Boga, aby mógł istnieć, to co podtrzymuje Boga w jego nieskończonym istnieniu? Tak naprawdę to nawet Atlas powinien mieć nieskończenie długie nogi, a zamiast jednego kosmicznego Żółwia powinien być nieskończenie wysoki stos żółwi! Jeżeli istnienie nieskończenie długiego łańcucha przyczyn( naszego Wszechświata ) musi zależeć od Nieskończonej Przyczyny - Boga, to istnienie takiego nieskończonego Boga powinno wymagać kolejnej nieskończonej przyczyny i tak ad infinitum. A jeżeli nieskończony Bóg może istnieć bez żadnego "oparcia", to i nasz Wszechświat również może bez niego istnieć. Jeżeli Atlas nie spada w dół, to i nasza Ziemia nie spadnie w dół, dokładnie tak, jak Atlas nie spada! Jak już wiemy dzięki Kopernikowi, nasza Ziemia nie potrzebuje pomocy Atlasa i zupełnie swobodnie istnieje w Kosmosie bez pomocy żadnego "oparcia". W ten sam sposób nasz Wszechświat( a nawet cały ontologiczny Byt ) również istnieje zupełnie swobodnie i niezależnie, dokładnie tak, jak sugerował to Parmenides. Wybitny filozof i laureat nagrody Nobla Bertrand Russell(1872-1970) był podobnego zdania w tej kwestii, gdy uzasadniał „Dlaczego nie jestem chrześcijaninem”:

[...]argument głoszący konieczność pierwszej przyczyny nie może posiadać wartości. W młodych latach, gdy rozmyślałem bardzo poważnie nad tymi zagadnieniami, godziłem się przez długi czas na argument pierwszej przyczyny; ale pewnego dnia, mając osiemnaście lat przeczytałem "Autobiografię" Johna Stuarta Milla i znalazłem tam następujące zdania: "Ojciec mój pouczył mnie, że na pytanie: Kto mnie stworzył ? - nie można dać odpowiedzi, gdyż bezpośrednio potem wyłania się nowe pytanie: Kto stworzył Boga ? To proste zdanie wykazało mi zwodniczość argumentu pierwszej przyczyny. Jeśli wszystko musi mieć przyczynę, to Bóg musi ją mieć również. Jeśli może być coś bez przyczyny, może to być równie dobrze świat, jak i Bóg, tak że argument ten jest zupełnie bezwartościowy. Jest on równoznaczny z poglądem indyjskim, według którego świat spoczywa na słoniu, a słoń na żółwiu; gdy zaś pytano: A żółw ? - Hindus odpowiadał: Może byśmy tak zmienili temat rozmowy ?" Argument pierwszej przyczyny nie jest w gruncie rzeczy niczym lepszym. Nie ma powodu, dla którego świat nie mógłby zacząć istnieć bez przyczyny; ani też, z drugiej strony - nie ma żadnej racji, dlaczego by nie miał istnieć zawsze. Nie ma powodu do przypuszczenia, że świat w ogóle miał początek. Myśl, że rzeczy muszą mieć początek, zawdzięczamy w rzeczywistości ubóstwu naszej wyobraźni. Dlatego wydaje mi się, że nie potrzebuję tracić więcej czasu na zbijanie argumentu pierwszej przyczyny.


www.AtheistCartoons.com


Na koniec pozostało nam najważniejsze pytanie. Na jakiej podstawie i w jaki sposób mielibyśmy rozróżniać między wiecznym, nie mającym początku Wszechświatem, który jest zależny w swoim istnieniu od Boga, a takim Wszechświatem, który nie jest od Boga zależny? Należałoby rozważyć istotne przesłanki u podstaw tej wysoce spekulatywnej hipotezy o zależności istnienia wiecznego Wszechświata od Boga. Jak wynika z powyższych rozważań, istotnych przesłanek brak. O ile istnienie naszego Wszechświata jest dla nas bezpośrednim, namacalnym faktem, o tyle przypuszczalne istnienie Boga-stworzyciela może być w najlepszym przypadku tylko aksjomatem roboczej hipotezy lub dogmatem teologii. Czy Bóg-stworzyciel nie okazał się jednak bytem zbytecznym?

Dlaczego istnieje raczej Bóg-stworzyciel niż nic, skoro najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic? A może Bóg-stworzyciel jednak nie istnieje? Czy możemy wykluczyć taką możliwość?



7.
NOWA FIZYKA I KOSMOLOGIA PRZYSZŁOŚCI

Lee Smolin W recenzji książki „Kłopoty z fizyką” Przemek Myszka napisał:

Fizyka jest w tarapatach, i to nielichych – zdaje się mówić autor "Kłopotów z fizyką", Lee Smolin, wieloletni profesor, ale nade wszystko pasjonat fizyki teoretycznej. Jak to się dzieje, że fizyka nagle na przełomie lat ’70 i ’80 ubiegłego wieku stanęła jak wryta i nie może dokonać znaczącego postępu? Przecież od czasów Galileusza, Keplera i Newtona tryumfalnie prze naprzód, dokonując rewolucji w naszym postrzeganiu świata. Mniej więcej co 25 lat następował przełom, a ich kumulacja doprowadziła do tak wspaniałych odkryć jak szczególna i ogólna teoria względności Einsteina oraz standardowy model fizyki cząstek. Tyle tylko, że ostatnia rewolucja, nazywana przez Smolina Einsteinowską, nie została doprowadzona do końca. Ba! Wydaje się, iż niektóre z jej fundamentalnych osiągnięć (np. że geometria przestrzeni nie jest stała, a w związku z tym jest dynamiczna i rozwija się w czasie; że teoria ją opisująca musi być niezależna od tła) zostały w ogóle zapomniane! Kłopoty z fizyką, na najbardziej fundamentalnym poziomie, objawiają się w pięciu wielkich problemach, których prawdziwego rozwiązania nikt do tej pory nie podał. O tym traktuje Część I: "Niedokończona rewolucja", gdzie Smolin rysuje portret fizyki aż do obecnego kryzysu. [...]Smolin zaprasza w Części III do zapoznania się z odmiennymi podejściami do podstawowych zagadnień w fizyce. Rozpoczyna od tego, jak świat, który staramy się poznać, zaskakuje nas doświadczeniami czy danymi, jakich kompletnie się nie spodziewaliśmy. Jest to wspaniały przykład bodźca od samego przedmiotu poznania (będącego w dodatku największym laboratorium), starającego się wymóc na nas intelektualny wysiłek, aby lepiej go zrozumieć. Następnie mamy panoramę nietuzinkowych fizyków – niepokornych rewolucjonistów – wespół z ich teoriami, idącymi pod prąd głównemu nurtowi: podwójna szczególna teoria względności, teoria przyczynowej dynamicznej triangulacji, pętlowa kwantowa teoria grawitacji oraz parę innych pomysłów, które starają się popchnąć fizykę do przodu i odpowiedzieć na jej wielkie pytania. Rozdziały składające się na część "Poza teorią strun" są nie tylko fascynujące z racji omawiania śmiałych projektów, ale także dlatego, że Smolin zawsze wpierw dostrzega osobę stojącą za pomysłem, starając się w paru zdaniach opisać jej charakter, a i czasami barwne perypetie. Książka kończy się Częścią IV: "Ucząc się z doświadczenia", która skupia się na świecie akademickim, prawach nim rządzącymi oraz atmosferą powstałą po rewolucjach superstrunowych. Smolin dokonuje również refleksji nad tym, czym właściwie jest nauka i z jakimi typami naukowców mamy do czynienia (krytykuje mentalność niektórych zwolenników teorii strun, którzy czasami przypominają bardziej wyznawców jakiegoś kultu niż osoby z wykształceniem w dziedzinie nauk ścisłych). Muszę przyznać, że rozdziały składające się na ten fragment książki są interesujące, ponieważ pozwalają poznać świat nauki niejako od kuchni. Choć zarysowany obraz nie jest zbyt optymistyczny – w świecie fizyki teoretycznej zapanowała zgubna stagnacja, spowodowana dominacją teorii strun, a przez to osób i funduszy faworyzujących główny nurt badań – to jednak autor "Kłopotów z fizyką" nie traci werwy, wskazując oznaki odmiany ku lepszemu, bardziej zróżnicowanemu kierunkowi dociekań w fizyce współczesnej. Osobną kwestią jest swoista barwność tej części książki; Smolin opowiada o swoich doświadczeniach, momentach wahania, a nawet zwątpieniu, lecz również chwilach tryumfu, utwierdzających go w sensowności tego, co uwielbia robić, czyli rozmyślania nad fundamentalnymi sprawami czasu, przestrzeni, kwantów. Lee Smolin wielokrotnie powtarza, że jeśli chce się robić coś, co uważa się za fascynujące i warte zgłębienia (wszystko jedno czy w fizyce, czy w jakiejkolwiek innej dyscyplinie), należy to robić, bez względu na głosy ludzi uważających to za bzdury. Bez intelektualnych rewolucjonistów pokroju Einsteina, Bohra, Heisenberga oraz Schrödingera nie zaszlibyśmy tak daleko. Pora dokończyć rewolucję.


Tak. Zdecydowanie. Pora dokończyć rewolucję! Potrzebna jest nam w tym celu nowa fizyka i kosmologia na miarę XXI wieku. Lee Smolin, wykładowca Center for Gravitational Physics and Geometry Pennsylvania State University, został nazwany przez magazyn „Discovery” nowym Einsteinem. Chyba nikt lepiej nie rozumie kłopotów z fizyką od Lee Smolina. W swojej książce Życie Wszechświata” wyraził tę wątpliwość i nadzieję:

Naprawdę, nie wiem, jak nauka mogłaby doprowadzić nas do zrozumienia tych problemów. Być może zatem musi zostać miejsce na mistycyzm. Ale mistycyzm nie jest metafizyką, a tylko tę usiłuję wyeliminować.”

Być może zatem musi zostać miejsce na mistycyzm w nauce. Ale mistycyzm nie jest metafizyką. To ważne, bowiem metafizyka to filozoficzne spekulacje nie podlegające zasadzie falsyfikowalności sformułowanej przez Karla Poppera, a doświadczenia mistyczne to bezpośrednie doświadczenia empiryczne, gdzie związane z nimi hipotezy spełniają kryterium falsyfikowalności.

Wbrew pozorom, dialog na styku nauki i mistycyzmu nie jest nowym pomysłem. Pionierami tej śmiałej idei byli m.in.: Michael Talbot Mistycyzm i Nowa Fizyka”, Fritjof Capra Tao fizyki. Przedstawienie równoległości między współczesną fizyką a mistycyzmem Wschodu” oraz Gary Zukav Tańczący Mistrzowie Wu-Li. Spojrzenie na Nową Fizykę”. Obecnie idea dialogu na styku nauki i mistycyzmu jest kontynuowana m.in. przez takich autorów, jak np. Dean Radin, Alan Wallace oraz The Mind & Life Institute. Godna polecenia jest książka Co my tak naprawdę wiemy!?”. Jak antycypował to Lee Smolin, nowa fizyka i kosmologia na miarę XXI wieku zaczyna już powoli wyłaniać się z profesjonalnego, poważnego dialogu na styku nauki i mistycyzmu. Oto fragment wstępu do książki „Nowa Fizyka i Kosmologia”:

Fizyka i kosmologia dwudziestego wieku przedstawia nam zrozumienie świata, całkowicie przeczące całemu zestawowi pojęć, które odziedziczyliśmy po wieku XIX. Ich twórcy, tytani nauki tacy jak Galileusz i Newton, Kopernik, Kepler, Faraday i Maxwell, dysponowali całkowicie odmienną metodologią badań, mieli inne rozumienie Wszechświata niż średniowieczni i antyczni filozofowie. Nowa nauka bazowała na eksperymencie, systematycznych obserwacjach i nowatorskich, teoretycznych modelach. Sukces nowej nauki, zarówno w kwestii zdolności przewidywania, jak i skuteczności wyprodukowanych maszyn, był zdumiewający. Teoria dynamiki Newtona została zastosowana w odniesieniu do ruchu ciał niebieskich, tłumacząc ich trajektorie tymi samymi oddziaływaniami, które można spotkać również na Ziemi - rzecz nie do pomyślenia dla antycznych greckich filozofów. Do nowej nauki o elektromagnetyzmie włączono optykę i stworzono rozbudowaną teorię pola oddziaływań sił elektrycznych i magnetycznych a nawet, w analogiczny sposób, grawitacyjnych. Pod koniec XIX wieku sukces fizyki był tak ogromny, że między innymi lord Kelvin oświadczył, iż Wszechświat w całości został już zbadany, a do uzupełnienia zostało tylko parę nieistotnych szczegółów. Był jednak wystarczająco bystry, by wskazać na horyzoncie dwie "chmury", nie pasujące do tego optymistycznego poglądu: bezowocne poszukiwania eteru Michaelsona i Morleya oraz fakt, iż teoria nie była w stanie przewidzieć spektrum światła emitowanego przez materię w wysokich temperaturach. Pierwsza "chmura" przyniosła teorię względności, natomiast druga - mechanikę kwantową. Okazało się, że nawet jeśli lord Kelvin był arogancki, to był również przewidujący. W ciągu trzech stuleci rozwoju klasycznej fizyki i kosmologii, mechanistyczny i materialistyczny charakter teorii fizycznych zdominował myślenie ludzi na Zachodzie również poza obrębem tej dziedziny nauki. Dzięki pracy takich filozofów jak Kartezjusz, Kant czy Locke, filozofia znalazła się pod wpływem nauki. Nauki o życiu także zaczęły poszukiwać swojej drogi rozwoju, która byłaby równie precyzyjna jak fizyczna metodologia. Genetyka, ewolucjonizm i biologia komórkowa zajęły miejsce biologii całych organizmów i historii naturalnej. Sam umysł, dotychczas rozumiany jako manifestacja duszy, z czasem również stał się częścią mechanistycznego modelu Wszechświata. Na początku XX wieku siedemnastowieczna fizyka podbiła przyległe obszary wiedzy i przygotowywała się do ataku na sam umysł. Zachód został zdominowany przez jeden, obowiązujący, mechanistyczny paradygmat i związaną z nim materialistyczną metafizykę. Z nastaniem XX wieku teorie mechaniki kwantowej i względności stały się nieporównywalnym do niczego, co miało miejsce do tej pory, wyzwaniem dla współczesnego poglądu na świat. W dalszym ciągu próbujemy zrozumieć ich implikacje, kwestionując odziedziczone po ubiegłych stuleciach proste i mechanistyczne rozumienie natury materii i kosmosu, zastępując te przestarzałe poglądy danymi, nie pasującymi już do niesionego przez nie obrazu świata. Co więcej, zarówno teoria mechaniki kwantowej jak i względności przypisują nową rolę obserwatorowi. Trudno przecenić wagę tych odkryć. Konsekwencje odkryć XX wieku dla współczesnej fizyki i kosmologii są przeogromne, zmieniają rozumienie czasu i przestrzeni, ostatecznej natury materii i ewolucji Wszechświata. Wywierają istotny wpływ na nasze filozoficzne dywagacje. Skoro filozoficzne implikacje nowej fizyki wciąż są na Zachodzie odkładane na bok, jakiż temat mógłby być lepszy na rozmowę z jednym z najbardziej znanych przedstawicieli buddyzmu? Dalaj Lama, pełniący rolę duchowego przywódcy Tybetańczyków, jest doskonale obeznany w buddyjskiej filozofii, epistemologii i tantrycznym mistycyzmie. Wszyscy byliśmy ciekawi jego reakcji na konceptualne rewolucje sprowokowane odkryciami współczesnej fizyki, chcieliśmy również omówić z nimi ich filozoficzne powiązania. Chociaż buddyzm niewiele ma do czynienia ze szczegółowymi teoriami nowoczesnej nauki, od dawna bada fundamentalną naturę zjawisk i umysłu, dogłębnie analizuje doświadczenie, rozumowanie, przyczynowość oraz rolę koncepcji i teorii w naszym myśleniu. Buddyjska refleksja obejmuje również historię fizycznego Wszechświata i proponuje wersję wydarzeń nieodbiegającą od poglądów współczesnych kosmologów. W odpowiedzi na grad pytań Dalaj Lamy, trzech fizyków i dwóch astrofizyków naświetlało odkrycia nauki z zakresu mechaniki kwantowej, teorii względności i współczesnej kosmologii. Po południu spotkania przybierały luźniejszy charakter; ich tematem były niezwykle interesujące, filozoficzne implikacje idei rozpatrywanych na porannych wykładach. Wielce pomocny okazał się harwardzki filozof i azjatycki historyk prof. Tu Weiming, który rozumiejąc zarówno wschodnią jak i zachodnią filozofię poszerzał nasze horyzonty. W miarę podejmowanych prób lepszego zrozumienia paradoksalnych zjawisk, które są opisywane w "Nowej Fizyce i Kosmologii", każdego dnia rozmowy stawały się coraz ciekawsze. Dalaj Lama brał żywy udział w tych dyskusjach. Piątego dnia austriacki fizyk, prof. Anton Zeilinger, z pełnym uznaniem nazwał Dalaj Lamę prawdziwym człowiekiem nauki i zaprosił go do swojego laboratorium w Innsbrucku.”

W rozdziale dziesiątym książki „Nowa Fizyka i Kosmologia” pada pytanie: Co spowodowało Wielki Wybuch? Naukowcy zgodnie przyznali, że obecnie nauka nie zna odpowiedzi na to fascynujące pytanie, jak również nie ma pojęcia, co mogłoby przybliżyć ją do uzyskania takiej odpowiedzi. Natomiast z punktu widzenia kosmologii buddyjskiej, jak wyjaśnia Dalaj Lama w odpowiedzi na pytanie naukowców, Wszechświat istnieje jako nieskończony ciąg przyczynowo-skutkowy - kontinuum pozbawione absolutnego pra-początku i pra-przyczyny, takiej jak np. Bóg-stworzyciel, Wielki Wybuch lub inna "zasada twórcza", która stwarzałaby wszystko, sama nie będąc stworzoną przez nic.



Karen Armstrong, autorka książek z dziedziny historii religii, m.in. Historia Boga”, popularyzatorka i badaczka tradycji religijnych, tak pisze o książce Wszechświat w atomie. Gdy nauka spotyka się z duchowością”: „Z rozbrajającą szczerością, pokorą i szacunkiem J. Ś. Dalaj Lama odsłania przed nami związki religii z nauką, pokazuje, jak mogą się nawzajem potwierdzać i weryfikować swe stanowiska. Łącząc tradycyjne nauki buddyjskie z odkryciami współczesnej fizyki i biologii, wzbogaca tak kontrowersyjne zagadnienia, jak początek Wszechświata, natura ludzkiej świadomości, teoria ewolucji czy inżynieria genetyczna, o głęboki wymiar duchowy, a jednocześnie pokazuje, jak związane z nimi pytania mogą wspomóc nasze poszukiwania najgłębszego znaczenia. Najważniejsze jednak, że jego delikatne, lecz niesłabnące wezwania do współczucia są nam teraz tak bardzo potrzebne, w świecie targanym wojnami i konfliktami.” W rozdziale czwartym „Wszechświata w atomie” J.Ś. Dalaj Lama przywołuje dwie wybitne postacie z historii buddyzmu Indii, Asangę i Dharmakirtiego. Asanga i Dharmakirti zaliczani są w poczet tzw. sześciu Ornamentów tradycji mahajany. Asanga, to wielki buddyjski mistrz i filozof żyjący w Indiach w IV wieku, twórca szkoły filozoficznej jogaczara. Dharmakirti, to wielki buddyjski mistrz i filozof żyjący w Indiach w VII wieku, twórca podstaw buddyjskiej logiki. W rozdziale czwartym, zatytułowanym „Wielki Wybuch a buddyjski model Wszechświata pozbawionego początku”, J.Ś. Dalaj Lama przypomina, że to Dharmakirti w jednym ze swoich siedmiu słynnych traktatów, „Pramanaviniscaya” ( „Wyjaśnienia dotyczące prawidłowego epistemologicznego poznania” ), raz na zawsze obala najważniejsze filozoficzne argumenty i "dowody" na rzecz istnienia Boga-stworzyciela, Stwórcy Wszechświata. Natomiast Asanga, jak zauważa Dalaj Lama, analizując wszelkie możliwe sposoby, w jakie Wszechświat mógłby istnieć, dochodzi do wniosku, że Wszechświat może istnieć tylko jako nieskończony ciąg przyczynowo-skutkowy - kontinuum pozbawione absolutnego pra-początku i pra-przyczyny, takiej jak np. Bóg-stworzyciel, Wielki Wybuch lub inna "zasada twórcza", która stwarzałaby wszystko, sama nie będąc stworzoną przez nic. Dalaj Lama wyjaśnia, że taki ciąg przyczynowo-skutkowy składa się z nieskończonego szeregu następujących po sobie wszechświatów, gdzie wszechświat poprzedzający warunkuje wszechświat po nim następujący, będąc w ten sposób również jego przyczyną. Każdy wszechświat z osobna jest również ciągiem przyczynowo-skutkowym. Każdy wszechświat przechodzi przez cztery fazy swojego istnienia: formowania, stabilizacji, destrukcji oraz tzw. "pustej przestrzeni", gdy wszystko, co zostało po fazie destrukcji, to tzw. "elementarne cząstki przestrzeni". Być może moment przejścia z jednego wszechświata do kolejnego, czyli moment przejścia z ostatniej fazy pustej przestrzeni do pierwszej fazy formowania możnaby właśnie określić terminem „wielkiego wybuchu”. Jak dodaje Dalaj Lama, liczba takich równoległych ciągów przyczynowo-skutkowych jest nieograniczona, co znajduje swój odpowiednik w modelach hiperwszechświata( metawszechświata ), albo wieloświata( multiwersum ) kosmologii kwantowej.


Warto przypomnieć, że Albert Einstein był przekonany, iż: „Religia przyszłości będzie religią kosmiczną. Powinna ona przekraczać koncepcję Boga osobowego oraz unikać dogmatów i teologii. Zawierając w sobie zarówno to, co naturalne, jak i to, co duchowe, powinna oprzeć się na poczuciu religijności wyrastającym z doświadczania wszelkich rzeczy naturalnych i duchowych jako pełnej znaczenia jedności. Buddyzm odpowiada takiemu opisowi. (...) Jeżeli istnieje w ogóle religia, która może sprostać wymaganiom współczesnej nauki, to jest nią buddyzm.


Albert Einstein




8.
NIETEISTYCZNY MISTYCYZM BUDDYZMU

W wywiadzie opublikowanym w „Dialogu i Uniwersalizmie”, ks. Andrzej Woźnicki pyta Jego Świątobliwość Dalaj Lamę: „Jan Paweł II powołuje się na buddyzm, jako religię ateistyczną. To stwierdzenie Papieża wywołało negatywne reakcje w środowisku buddyjskim. Jak Wasza Świątobliwość interpretuje ateizm buddyzmu?” Dalaj Lama wyjaśnia:

Buddyzm jest swego rodzaju ateizmem. Choć nie rozumiem znaczenia słowa ateizm w zachodnim rozumieniu, wiem, że oznacza ono nauczanie bez idei istnienia Stwórcy. To znaczenie istnieje w buddyzmie. Buddyzm, janseizm i wiele innych dawnych wierzeń hinduskich, nie akceptowały idei Stwórcy. Widziane z tej strony, mogą zostać uznane za religie ateistyczne. Ale taki ateizm należy odróżniać od radykalnej jego postaci, która oznacza negację jakiegokolwiek Boga, nihilizm. Nazywam ją radykalnym ateizmem. Tak samo prawdziwe jest to określenie dla komunizmu negującego istnienie wszystkich religii i postulującego radykalny materializm. Komunizm dozwala jedynie istnienie tych rzeczy, które można dostrzec, nie ma w nim miejsca na zjawiska niematerialne, duchowe. Nie ma Boga, następnego życia, nawet świadomości. A wielu z tych radykałów nie akceptuje istnienia umysłu.

Buddyzm nie jest radykalnym ateizmem. Kanadyjski tybetolog Glenn Mullin, autor około 25 książek z dziedziny buddyzmu tybetańskiego, tak precyzuje charakter buddyjskiego ateizmu w polemice z zarzutami Papieża Jana Pawła II:

Papież Jan Paweł II w swojej ostatniej książce "Przekroczyć próg nadziei", wyłuszczył swoje poglądy na niektóre spośród innych głównych światowych religii, w tym buddyzmu. Wielu niechrześcijan na całym świecie poczuło się dotkniętych jego raczej poczynionymi na poczekaniu komentarzami do ich tradycji, uznając je za elitarne, dbające tylko o siebie i protekcjonalne. Buddyści w Ameryce Północnej, gdzie w ciągu ostatnich dwóch pokoleń popularność buddyzmu gwałtownie wzrosła, w sposób szczególnie otwarty wyrazili swoje oburzenie. Kolumny gazet zawierające listy od czytelników od Los Angeles do Nowego Jorku były wypełnione listami wyrażającymi niezadowolenie i irytację. Większości skarg nie przeszkadzał fakt, że papież skrytykował buddyzm, ale to, że jego analiza ujawniła kompletny brak zrozumienia zagadnienia. W azjatyckich religiach istnieje zdrowa tradycja otwartej debaty i argumentacji, będąca integralną częścią ich intelektualnego dziedzictwa, lecz zawsze oczekuje się, że każdy, kto chce podjąć debatę, powinien przynajmniej zadać sobie trud zdobycia poprawnych informacji odnośnie obiektu swojego ataku. Jeśli się tego nie zrobi, jest się jak łucznik, który strzela do niewidocznej tarczy. Jego strzały nie znajdują się w parametrach celu. [...]Papież Jan Paweł II ma tylko w połowie rację, kiedy nazywa buddyzm ateistycznym. Jak taoizm i konfucjanizm w Chinach, jak dżinizm w Indiach, tak i buddyzm próbuje przedstawić duchową ścieżkę bez koncepcji boga jako bytu stwórczego i podtrzymującego, która jest logicznie nie do przyjęcia, filozoficznie płytka i emocjonalnie przeładowana. Ponieważ jednak buddyzm ogólnie określa się jako religię, a "religia" w swoich definicjach zawiera pojęcie boskiej zasady, być może lepiej byłoby określić go jako "parateizm" niż "ateizm". [...]dlatego, chociaż buddyzm nie jest systemem teistycznego oddania i czci jak chrześcijaństwo, jest parateistyczną duchową ścieżką, a nie - jak chciałby to widzieć papież - dobrotliwym i naiwnym ateizmem. Parateistyczne oddanie odgrywa istotną rolę we wszystkich szkołach buddyzmu. [...]kiedy dana osoba osiąga oświecenie, jej umysł przekształca się w dharmakaję i staje się "jednym smakiem" z dharmakają wszystkich innych istot, które kiedykolwiek osiągnęły oświecenie. Ta dharmakaja przenika całą egzystencję i jest zarówno wszechobecna, jak i wieczna. Doktryna dharmakaji jest czymś podobnym do chrześcijańskiej koncepcji Bóstwa, chociaż nie jest stwórcą, który podtrzymuje świat. Dlatego - w przeciwieństwie do pojęć teistycznych - jest to koncepcja parateistyczna.

Buddyzm przedstawia duchową ścieżkę rozwoju bez koncepcji boga, jako bytu stwórczego i podtrzymującego, bo koncepcja ta jest logicznie nie do przyjęcia; jest ona filozoficznie płytka i emocjonalnie przeładowana. Poglądy te podziela m.in. Bhikkhu Bodhi. Czcigodny Bhikkhu Bodhi, mnich buddyjski w tradycji Therawady, urodził się w 1944 w Brooklinie w Nowym Jorku, jako Jeffrey Block. Uzyskał licencjat z filozofii w Brooklyn College w 1966, a także doktorat z filozofii w Claremont Graduate School w 1972. Czcigodny Bhikkhu Bodhi tak pisze o charakterze buddyjskiego ateizmu:

Buddyzm jest systemem ateistycznym w tym znaczeniu, że nie przyjmuje istnienia wszechmocnego Boga stwórcy, głównego obiektu wiary i czci w religiach teistycznych. Jednak słowo "ateizm" nabrało współcześnie innych konotacji, które nie mają zastosowania do buddyzmu. Słowo to zaczęło dla wielu ludzi oznaczać odrzucenie duchowych i moralnych wartości i przyjęcie czysto materialistycznego poglądu na życie. Ponieważ buddyzm bez żadnych zastrzeżeń utrzymuje obiektywną wartość moralności i najwyższe prawo do duchowych wartości, dlatego całkowicie nieodpowiednie jest łącznie go z innymi postaciami ateizmu. Sami buddyści wolą, aby ich religię opisywać raczej jako "nieteistyczną", niż mówić o niej jako o "ateistycznej". O ile buddyzm odrzuca ideę osobowego Boga jako autora i administratora prawa moralnego, o tyle utrzymuje, że istnieje uniwersalne prawo karmy. Zgodnie z prawem karmy( kammy ), wszelkie nasze zdeterminowane moralnie działania niosą z sobą konsekwencje dla nas samych, konsekwencje, które pojawią się w tym lub w którymś z przyszłych naszych wcieleń[ reinkarnacja ]. Ta podstawowa zasada leżąca u podłoża prawa karmy polega na tym, że pozytywne czyny czyli czyny zakorzenione w szczodrości, dobroci i zrozumieniu, przyniosą w końcu szczęście i duchowy postęp, a negatywne czyny, czyli czyny zakorzenione w chciwości, nienawiści i niewiedzy, przyniosą cierpienie i duchowe zepsucie. W toku wędrówki w kole odradzania się[ reinkarnacja ], nasze rozstrzygające etycznie czyny w końcu powrócą do nas, określając sferę, w której się odrodzimy i rodzaje doświadczeń, jakie nas spotkają w toku życia.

Zatem buddyzm jest systemem ateistycznym w tym sensie, że zdecydowanie odrzuca istnienie wszechmogącego Boga-stworzyciela oraz ideę Boga, jako autora i administratora prawa moralnego. Podczas seminarium Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej WCCM Jego Świątobliwość Dalaj Lama tak opisał stosunek buddyzmu do idei wszechmogącego Boga-stworzyciela:

Praktykujący buddysta musi zaakceptować pustość[ mądrość pustki ] jako ważną praktykę. Znam chrześcijańskich braci, którzy żywo interesują się buddyjską filozofią pustości zjawisk. Myślę jednak, że jeśli uzna się pustość[ mądrość pustki ], to nie ma miejsca dla Boga-stwórcy czy absolutu. Pustość zjawisk oznacza, że wszystko jest współzależne. Jeśli się przyjmie taki punkt widzenia, raczej trudno wyznawać ideę wiecznej duszy, absolutu czy wszechmogącego Boga-stworzyciela.

W swojej książce „Radość życia i umierania w pokoju” Jego Świątobliwość Dalaj Lama rozwija ten temat dalej:

Ponieważ rzeczy[ zjawiska ] pojawiają się i powstają do istnienia zgodnie z ich przyczynami, teksty buddyjskie nie zawierają opisu 'Ja', które doświadczałoby szczęścia i cierpienia niezależnie od przyczyn. Podobnie nie mówią o istnieniu niezależnego stwórcy wszechświata. Stwierdzenie o niezależnym 'Ja' czy niezależnym stwórcy przeczyłoby przedstawianiu rzeczy[ zjawisk ], jako zależnych wyłącznie od ich przyczyn[ i warunków ]. Kiedy się zgodzimy, że wszystko jest uwarunkowane, logiczne będzie, iż nie możemy zaakceptować istnienia 'Ja', które jest trwałe, niepodzielne i niezależne. Podobnie sprzeczne i niespójne logicznie byłoby uznanie istnienia niezależnego stwórcy wszechświata. Argumentem używanym do udowodnienia, że rzeczy[ zjawiska ] nie posiadają faktycznego istnienia[ są "Puste" ], jest stwierdzenie, że ich powstawanie zależy od innych przyczyn[ i warunków ] niż one same. Zależą one także od swych części składowych, jak również od myśli, która przypisuje im nazwy i znaczenia. Wszystko, co złożone jest z części składowych lub uzależnione od przyczyn i warunków, jest nietrwałe i przemijające. Wszystkie te rzeczy[ zjawiska ] nie trwają wiecznie i nieustannie się rozpadają. Ten rodzaj subtelnej nietrwałości potwierdzają także odkrycia fizyki kwantowej.”


Dalaj Lama i Matthieu Ricard


W książce, Nieskończoność w jednej dłoni” astrofizyk, profesor Trinh Xuan Thuan pyta: „Buddyzm neguje więc kategorycznie pojęcie Boga-Stwórcy, przez co sprzeciwia się religiom monoteistycznym. Czy nie jest to niezgodne z tolerancyjnym wizerunkiem buddyzmu? Jak pogodzić taką postawę z szacunkiem dla innych wierzeń?” Naukowiec-mikrobiolog i mnich buddyjski z tradycji Nyingma, Matthieu Ricard tak mu odpowiada:

[ Z punktu widzenia buddyzmu ] nie jest konieczne wprowadzanie pojęcia zasady twórczej, która tworzyłaby wszystko, sama nie będąc stworzoną przez nic. Tolerancja, jakkolwiek byłaby wielka, nie implikuje zgody na takie metafizyczne punkty widzenia, których się nie podziela, lecz szacunek dla dróg osobistej przemiany, które korespondują z naturą i dyspozycjami innych istot. Wszystko zależy również od koncepcji, jaką się posiada na temat Boga. Zacytujmy Dalaj Lamę: 'Jeśli rozpatrujemy Boga nie tyle w terminach boskości osobowej, lecz jako podstawę bytu, to cechy takie jak współczucie również mogą być jej przypisane. Jeżeli rozumie się Boga w takich kategoriach, to istnieje możliwość ustalenia związków z pewnymi elementami myśli i praktyki buddyjskiej'. Ale nie chodzi też o tworzenie synkretycznej mieszaniny złożonej ze wszystkich religii, duchowych ścieżek, nauk, wszystkich humanizmów i agnostycyzmów istniejących na tej planecie! Nie taki jest cel tolerancji. 'Nie jestem skłonny do szukania jednej uniwersalnej religii. Nie sądzę, żeby to było rozsądne. Jeśli zbyt daleko posuniemy się w poszukiwaniu podobieństw, jednocześnie ignorując różnice, to doprowadzimy dokładnie do tego!' - dodaje Dalaj Lama. Stanowiska metafizyczne muszą być jasno wyrażone; nie ma żadnego powodu, by utrzymywać na ich temat jakieś dwuznaczności. Jeśli udowodni się, że są błędne, to buddyzm będzie gotów do zaakceptowania własnych pomyłek. Nietolerancja polega na byciu tak bardzo przekonanym do wyznawanej przez siebie prawdy, że chce się ją wszystkim narzucić, czy to w łagodny sposób, czy też - niestety - przemocą. Trzeba mieć wystarczająco otwarty umysł, żeby zrozumieć, że to, co nam odpowiada, niekoniecznie odpowiada całemu światu. [...]Jeśli osobowy Stwórca stwarza takie okoliczności, jak na przykład piekielne cierpienia, bez udziału własnej woli, to przestaje być wolny i staje się zależny. Jeśli jednak chce tego, staje się zależny od swoich pragnień, więc jego niezależność zostaje osłabiona. Gdyby wreszcie stworzył wszelkie możliwe cierpienia, to czy byłby święty, skoro pogrążanie innych w cierpieniu nie jest działaniem świętego? Niektórzy mówią, że stwórca mógłby stworzyć świat stopniowo. Implikowałoby to, że przyczyny Wszechświata są liczne i stwórca nie dysponował nimi wszystkimi na początku swojego procesu tworzenia. W takim razie skąd brałby te przyczyny później? Inni jeszcze utrzymują, że akt kreacji jest ponadczasowy, że stwórca nieustannie tworzy świat w swoim ponadczasowym 'Teraz'. Dotychczas wyobrażaliśmy sobie kreację w aspekcie następstwa zdarzeń, które z punktu widzenia stwórcy są faktycznie równoczesne. Gdyby wszystkie zdarzenia Wszechświata, przeszłe, obecne i przyszłe, były równoczesne z punktu widzenia Stwórcy, pociągałoby to za sobą absolutny determinizm. Ten punkt widzenia czyniłby daremnymi wszelkie zamierzone starania człowieka związane z duchową przemianą, która rozproszyłaby niewiedzę i doprowadziła do wiecznego zbawienia. Natomiast buddyjska idea pojawiania się zjawisk dzięki nie mającej początku ani końca grze współzależnych relacji unika absolutnego determinizmu. Również zasada nieokreśloności kwantowej odrzuca ideę Wszechświata totalnie deterministycznego.

Podobne wątpliwości podzielał średniowieczny niemiecki dominikanin, teolog Johannes Eckhart von Hochheim(1260-1327). Filozof Leszek Kołakowski(1927-2009) w swojej książce O co nas pytają wielcy filozofowie” tak po krótce referuje niektóre wątpliwości Eckharta:

Eckhart czyni rozróżnienie między Bogiem-osobą, jakim jest Bóg w Trójcy Świętej, a boskością - niewysłowionym, niepojętym dnem bytu, którego Bóg-osoba jest przejawieniem. Pewnie trudno by znaleźć podstawę tego rozróżnienia w Biblii. Ale to rozróżnienie trafia w najbardziej kłopotliwą, bolesną sprawę mowy teologicznej. Osobą jest każdy z nas, ludzi żyjących. Bóg tedy, jeśli jest osobą, jest nią w tym samym sensie, co ja i ty. Nie wiemy jednakże, jak ktoś, kto jest osobą właśnie, może być wszechobecny, żyć poza czasem tak, że przeszłości i przyszłości żadnej nie ma, ani pamięci, ani przewidywania, ale wszystko w nieruchomym "teraz" ogląda. Nie rozumiemy, co to znaczy, że ów absolut bezczasowy świat cały razem z czasem z nicości stworzył. I po co Mu był ten świat, skoro byt w sobie zamknięty i doskonały niczego nie potrzebuje? Powiada Eckhart, że wolno uznać, iż świat był odwieczny. Wydaje się to przeciwne biblijnej idei stworzenia. Z drugiej strony, skoro Bóg jest bezczasowy, byłoby bluźnierstwem i obrazą boską sądzić, że w jakimś momencie postanowił świat stworzyć.

Ex nihilo nihil fit. Wspomniana wyżej nie mająca początku ani końca gra współzależnych relacji”, to buddyjski synonim Bytu, rzeczywistości, wszechświata, pozbawionego absolutnego pra-początku, pra-przyczyny, takiej, jak Wielki Wybuch( Big Bang ), wszechmogący osobowy Bóg-stworzyciel i jego prestidigitatorskie Creatio ex nihilo, lub jakiejkolwiek innej Zasady Twórczej, która stwarzałaby wszystko, sama nie będąc stworzoną przez nic. Powiada teolog Eckhart, że wolno uznać, iż świat był odwieczny.



Słynny brytyjski biolog Richard Dawkins argumentuje, że Bóg-stworzyciel nie istnieje, a wiara w niego jest urojeniem - uporczywym obstawaniem przy błędnym poglądzie nawet w obliczu zaprzeczających mu kontrargumentów. Marcin Fabjański na łamach tygodnika „Przekrój” nr 24/3234 w wywiadzie z Richardem Dawkinsem pyta go:

Marcin Fabjański: „Wierzy Pan w naukę, ale przecież ona też ma swoje ograniczenia. Fakt naukowy musi być komunikowalny. A nawet pewnych naukowych idei, choćby z dziedziny mechaniki kwantowej, nie da się jasno komunikować. Nie sądzi Pan, że inne sposoby pozyskiwania wiedzy o rzeczywistości niż naukowe mogą być prawomocne, nawet jeśli nie są komunikowalne? Może Jan od Krzyża i Teresa z Avila w przeżyciu mistycznym posiedli wiedzę niedostępną nauce, ale prawomocną?”

Richard Dawkins:To całkiem możliwe, że ich wiedza jest prawomocna. Ale potrzeba komunikowalności odkryć naukowych ma znaczenie metodologiczne. Nie byłoby dobrze, gdyby naukowiec mówił: jest tak, bo czuję, że jest właśnie tak. Nie opublikowałby takiego twierdzenia w piśmie naukowym. Nauka tak nie działa. A to, że istnieje coś, co jest prawdziwe i nie może być komunikowalne - jak doświadczenia mistyczne - wcale nie zaburza mojego naukowego światopoglądu. Doświadczenie mistyczne nie spełnia kryteriów metodologii naukowej. Ale jeśli mówi osobie, która go doświadcza, coś ważnego i prawdziwego o rzeczywistości, to ma wielką wartość.”

Marcin Fabjański: „A może doświadczenie mistyczne przewyższa wiedzę naukową? Po pół roku pobytu w buddyjskim klasztorze, gdy odpowiednio rozwinąłem koncentrację, smak jabłka nabrał nagle wielu tonacji, a bzyczenie komara głębi symfonii. To były prawdziwsze doświadczenia zmysłowe niż te, których doświadczam na co dzień, tak jak prawdziwsze jest postrzeganie przedmiotu w trzech wymiarach od postrzegania przedmiotu narysowanego na kartce.”

Richard Dawkins: Możliwe, że doświadczenie mistyczne jest prawdziwe. Amerykanin Sam Harris napisał niedawno dwa bestsellery, w tym „Koniec wiary”, w których zgadza się ze wszystkim, co ja piszę, ale dodaje, że wierzy w medytację i doświadczenie mistyczne. Wcale nie trzeba wybierać między nauką a mistycyzmem. Doświadczenia mistyczne doznawane w procesie medytacji mogą mieć ostatecznie naukowe wyjaśnienie. Nie widzę natomiast wspólnych punktów pomiędzy doświadczeniem mistycznym opisywanym przez chrześcijańskich mistyków, takich jak Jan od Krzyża, a Bogiem Biblii - okrutnym maniakiem seksualnym, który każe wyznawcom gwałcić i mordować.


Buddha Nie trzeba wybierać między nauką a mistycyzmem. Doświadczenia mistyczne doznawane w procesie medytacji mogą zainspirować zupełnie nowe naukowe odkrycia i wyjaśnienia. Na przykład historyczny Buddha Siakjamuni szczegółowo i precyzyjnie opisał swoje badawcze, empiryczne metody medytacji. W przeciwieństwie do mistyki chrześcijańskiej, doświadczenia mistyczne Buddhy, będące rezultatem jego empirycznych metod badawczych, są nie tylko komunikowalne, ale są również weryfikowalne empirycznie dla tych wszystkich, którzy poprawnie zastosują metody Buddhy. Sam Buddha nigdy nie oczekiwał ślepej wiary i bezkrytycznej akceptacji. Nieprzerwanie od ponad 2500 lat buddyzm jest tradycją zorientowaną na osobistą, bezpośrednią empiryczną weryfikację mistycznych doświadczeń Buddhy, których ostatecznym rezultatem jest osiągnięcie wiecznego stanu doskonałości i wszechwiedzy - oświecenia. Empiryczne metody medytacji Buddhy i doświadczenia mistyczne będące ich rezultatem spełniają zasadnicze kryteria metodologii naukowej. Wiedza zdobyta przez Buddhę przy użyciu tych metod jest zatem prawomocna. Doświadczenia mistyczne Buddhy w sposób empiryczny ukazały prawdę o tym, że ontologiczny Byt jest wieczny i niestworzony i nie posiada absolutnego pra-początku, ani pra-przyczyny, co pozostaje w zgodzie z buddyjską filozofią i kosmologią.


Parafrazując Alberta Einsteina, można wyrazić nadzieję, że nowa fizyka i kosmologia przyszłości będzie przekraczać koncepcję Boga osobowego oraz unikać dogmatów i teologii. Zawierając w sobie zarówno to, co naturalne, jak i to, co duchowe i mistyczne, powinna oprzeć się na empirycznych metodach doświadczania wszelkich rzeczy naturalnych i mistycznych, jako pełnej znaczenia jedności. Wybitny fizyk, prof. Stephen Hawking napisał, że: „Kościół katolicki popełnił ogromny błąd w sprawie Galileusza, gdy ogłosił kanoniczną odpowiedź na pytanie naukowe, deklarując, iż Słońce obraca się wokół Ziemi.” Moim zdaniem, kościół katolicki popełnił dokładnie taki sam ogromny błąd w sprawie reinkarnacji, gdy ogłosił kanoniczny wyrok, deklarując, iż: "Po śmierci nie ma reinkarnacji." (KKK 1013) oraz "Objawienie chrześcijańskie wyklucza reinkarnację i mówi o spełnieniu, do którego człowiek jest powołany w czasie jedynego życia ziemskiego." ( Jan Paweł II, "Tertio millennio adveniente", nr 9 ). Gnostycy nie uznają zmartwychwstania ciał, głoszą teorię metempsychozy, czyli wędrówki dusz. Pitagorejczycy wierzyli w reinkarnację. Uważali, że dusza po śmierci może wcielić się nie tylko w człowieka, ale i w zwierzę. Doktryna transmigracji dusz obecna jest w mistycznych tradycjach Judaizmu, jak również u Orygenesa z Aleksandrii, jednego z największych teologów chrześcijaństwa. Jeżeli reinkarnacja istnieje, a wskazuje na to wiele poważnych przesłanek( zobacz: Ian Stevenson, Victor Zammit, Michael Roll, Past Life Center, near-death.com ), to jest ona zjawiskiem naturalnym, nieodkrytym jeszcze prawem natury, podobnie jak odkrycia Galileusza naturalnie leżącym w domenie nowoczesnej nauki. A oto prawdziwa historia reinkarnacji Jamesa Leiningera:



Historia reinkarnacji Jamesa Leiningera została udokumentowana w książce Soul Survivor: The Reincarnation of a World War II Fighter Pilot” ( Amazon.com video ). Największe amerykańskie stacje telewizyjne, takie, jak m.in.: CNN, ABC oraz FOX poświęciły historii Jamesa Leiningera programy dokumentalne:



 


Soul Survivor reincarnation



9.
BRAK DOWODU NA NIEISTNIENIE BOGA

Czy Bóg-stworzyciel istnieje? Jak uczy nas historia, do tej pory nie wypracowano jeszcze ostatecznego konsensusu w tej kwestii. Łatwo przekonać się, że istnieją trzy główne postawy wobec zagadnienia istnienia Boga-stworzyciela. Są osoby, które silnie wierzą w jego istnienie ; są osoby niezdecydowane oraz agnostycy ; oraz są osoby przekonane, że Bóg-stworzyciel nie może istnieć, czyli różnego rodzaju ateiści. Potencjalna debata między sceptykiem a osobą wierzącą mogła by przebiegać mniej więcej tak:

Sceptyk: Dlaczego wierzysz w Boga-stworzyciela, skoro nie ma żadnego dowodu na jego istnienie?

Wierzący: Wierzę w Boga dlatego, że nie ma też żadnego dowodu na jego nie istnienie! Pocieszam się, że mimo braku jakiegokolwiek dowodu na istnienie Boga-stworzyciela, brak jest również dowodu na jego nie istnienie. Zatem remis?

Sceptyk: Bynajmniej. To nie jest żaden remis. Brak dowodu na jego nie istnienie nie jest przecież żadnym argumentem wspierającym hipotezę o jego przypuszczalnym istnieniu! Na przykład, sam brak dowodu na nie istnienie Świętego Mikołaja nie jest przecież rozstrzygającym kryterium w debacie na temat jego istnienia. Ktoś, kto postuluje istnienie Świętego Mikołaja powinien powołać się na istotne przesłanki, bo w przeciwnym razie jego hipoteza jest całkowicie bezpodstawna. Wtedy nie ma najmniejszej potrzeby przedstawiania jakiegokolwiek dowodu na jego nie istnienie. Po prostu brak jest istotnych przesłanek, aby próbować postulować hipotetyczne istnienie Świętego Mikołaja, a to wyklucza potrzebę dowodzenia jego nie istnienia.

Wierzący: Powiedzmy, że ktoś kiedyś samotnie poszedł na szczyt góry, zobaczył tam płonący krzew i usłyszał głos z nieba: "Jam jest twój Święty Mikołaj jedyny, masz, tam leży kamienny prezent ode mnie." Dlaczego po prostu ślepo nie uwierzyć temu głosowi i nie napisać o tym pięciu książek? To taka dobra nowina!

Sceptyk: Wybacz, ale jeden samotny świadek na górze, to zbyt mało. Szczególnie, że on od dawna nie żyje. W jaki sposób zweryfikować jego opowieści? Dlaczego mieli byśmy uwierzyć mu na słowo honoru, że jest wybrańcem? Bo przyniósł ze sobą dwie lub nawet trzy kamienne tabliczki? Nie ma nic złego w pisaniu książek. Jest wiele poczytnych opowieści z gatunku fantastyki. Osobiście nie uwierzył bym na słowo honoru żadnemu tajemniczemu głosowi. Nie ma przecież żadnej gwarancji, że ten głos nie kłamie. Równie dobrze mógł to być jakiś zły duch, lub sam Szatan, podszywający się pod Boga, albo inteligentne istoty pozaziemskie opisane m.in. przez Lloyda Pye'a, Zecharię Sitchina oraz Ericha von Danikena. Święty Mikołaj nie ma się czego wstydzić, zatem nie musi się ukrywać. Jeżeli Święty Mikołaj potrafił przemówić raz do jednego wybrańca na górze, to potrafi też przemówić do innych ludzi w innych miejscach i innych czasach. To proste.


Bóg Wisznu


Podobnie wyglądają sprawy z hipotetycznym istnieniem Boga-stworzyciela. Wbrew powszechnie panującym opiniom, nie jest to kwestia formalnych dowodów lub ich braku. Ewentualna próba wykazania jego istnienia była by typowym procesem poszlakowym. Należało by rozważyć istotne przesłanki u podstaw hipotezy istnienia Boga-stworzyciela. Problem w tym, że istotnych przesłanek brak. W dodatku wiele pozwala nam wnioskować o niemożliwości istnienia takiego osobowego Boga-stworzyciela, jakiego prezentują nam religie teistyczne. Wzniosłe opisy ze świętych ksiąg, to niestety zbyt mało. Zastrzeżenia wobec wiarygodności opisów ze świętych ksiąg dobitnie sformułował m.in. urodzony w Szkocji filozof, pisarz i historyk David Hume(1711-1776) w swoim dziele „Badania dotyczące rozumu ludzkiego”, które wstrząsnęło podstawami filozofii jego czasów. Jego zastrzeżenia nie straciły nic na swojej aktualności:

Tora[...]silnym zarzutem przeciwko relacjom o faktach nadprzyrodzonych i cudownych[ ze świętych ksiąg ] jest to, że ich obfite źródło można znaleźć przeważnie wśród narodów prymitywnych i barbarzyńskich; jeśli zaś ludzie cywilizowani dają im wiarę, to okaże się, że otrzymali je oni od swoich prymitywnych i barbarzyńskich antenatów wraz z ową nienaruszalną sankcją i powagą, która zawsze towarzyszy poglądom otrzymanym w ten sposób. Kiedy przeglądamy książki dotyczące początków jakiegokolwiek narodu, skłonni jesteśmy wyobrażać sobie, że przenieśliśmy się do jakiegoś innego świata. Cuda, omeny, wyrocznie i ich przepowiednie przytłaczają zwykłe, mieszające się z nimi zdarzenia. Lecz z każdą stronicą, w miarę, jak zbliżamy się do wieków oświeconych, tych pierwszych jest coraz mniej. Szybko przekonujemy się, że nie było w nich nic tajemniczego czy nadprzyrodzonego, lecz że wszystkie wynikają ze zwykłej skłonności rodzaju ludzkiego do tego, co niesamowite. Chociaż inklinacja ta może zostać czasami zablokowana przez rozsądek i wykształcenie, to nigdy nie można jej całkowicie usunąć z ludzkiej natury. Zadziwiające - powie być może rozsądny czytelnik po przeczytaniu owych dzieł - że takie cudowne zdarzenia nigdy nie dzieją się w naszych czasach. Lecz, mam nadzieję, nie ma w tym nic zadziwiającego, że ludzie kłamali we wszystkich czasach. [...]Nasza najświętsza religia opiera się na wierze, nie na rozumie; wystawianie jej na próbę, której w żadnej mierze nie potrafii sprostać, jest najlepszą metodą jej skompromitowania. Aby stało się to bardziej oczywiste, przeanalizujmy te cuda, o których mówi Pismo Święte. Aby nie zagubić się na zbyt wielkim obszarze, skupmy się na przykładach, jakie znaleźć można w Pięcioksięgu. Przebadamy je zgodnie z zasadami owych rzekomych chrześcijan, tzn. potraktujemy je nie jako słowo czy znak od samego Boga, lecz jako dzieło zwykłych ludzkich autorów i historyków. Musimy zatem najpierw wziąc pod uwagę, że jest to książka, którą odziedziczyliśmy po ludzie barbarzyńskim i ciemnym; napisana w czasie, kedy był on jeszcze bardziej barbarzyński i według wszelkiego prawdopodobieństwa na długo później, niż wydarzyły się fakty w niej opisane; nie potwierdzona przez żadne inne, współczesne jej świadectwo i przywodząca na myśl owe bajkowe opowieści, które każdy naród umieszcza u swoich źródeł. Czytając tę książkę, dostrzegamy, że pełna jest wydarzeń nadzwyczajnych i cudownych. Opisuje stan świata i ludzkiej natury całkowicie odmienny od obecnego; nasz upadek z tego stanu, długość ludzkiego życia sięgająca niemal tysiąca lat; zniszczenie świata przez potop; arbitralny wybór jednego ludu na wybrańców niebios( przy czym lud ten to rodacy autora! ); ich wyzwolenie z niewoli za pomocą niemal niewyobrażalnych cudów. Chciałbym, żeby każdy położył rękę na sercu i po poważnym zastanowieniu oświadczył, czy uważa, że fałszywość takiej książki, popartej takim świadectwem, byłaby czymś bardziej nadzwyczajnym i cudownym niż wszystkie cuda, o których opowiada?

Zaiste prorocze były słowa Davida Hume'a. Hipoteza niemieckiego badacza Starego Testamentu, profesora Juliusa Wellhausena(1844-1918), znajduje swoje początki w średniowieczu, gdy pewni rabini zakwestinowali tradycyjny pogląd, iż Mojżesz był autorem Starego Testamentu( żydowskiej Tory ). Hipoteza Wellhausena była, i nawet obecnie, w dalszym ciągu jest wnikliwie rozpatrywana przez naukowców. Według tej hipotezy pięć ksiąg Starego Testamentu zostało napisanych nie przez Mojżesza, a przez czterech innych, anonimowych, nie związanych ze sobą autorów lub z czterech różnych źródeł, roboczo oznaczonych, jako: J, E, P, D, pochodzących z czasów znacznie późniejszych od Mojżesza. Czy zamiast Mojżeszowi na pustyni, to im właśnie Jahwe podyktował księgi Starego Testamentu? Gdzie i kiedy? Jeżeli nie, to w świetle hipotezy Wellhausena, Stary Testament może zacząć jawić się, jako kompilacja niektórych legend z mitologii ludów semickich, a nie jako Święte Słowo Boże, o czym pisał już cytowany powyżej filozof David Hume.

Ani Stary Testament nie został napisany przez Mojżesza, ani Nowy Testament nie został napisany przez uczniów Jezusa, apostołów: Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. Według badaczy biblijnych, księgi Nowego Testamentu powstały dziesięciolecia po śmierci Jezusa. Zostały skomponowane przez anonimowych autorów, a ich autorstwo przypisane czterem apostołom. Te cztery ewangelie, to tylko cztery krople w morzu wszystkich ewangelii z tamtego okresu. Dwa ważne zbiory ewangelii, to biblioteka z Nag Hammadi oraz Zwoje znad Morza Martwego.

Elaine Pagels, jest profesorem religioznawstwa w instytucie Harrington Spear Paine w Princeton University. Prowadziła badania naukowe nad biblioteką z Nag Hammadi na uniwersytecie Harvarda. Jest autorką kilku nagrodzonych książek z dziedziny gnostyckich ewangelii i historii wczesnego chrześcijaństwa. W 1979 opublikowała swoją pierwszą książkę Ewangelie Gnostyckie”, bestseller nagrodzony prestiżowymi the National Book Critics Circle Award, the National Book Award oraz the MacArthur Award. Oto co napisała o ewangeliach gnostyków:

Ortodoksyjni Żydzi i chrześcijanie utrzymują, że ludzkość od jej stwórcy dzieli przepaść: Bóg jest całkowicie odmienny od człowieka. Jednak gnostyccy autorzy tych ewangelii sądzą przeciwnie: samozrozumienie to zrozumienie Boga; ja i boskość są tożsame. Po drugie, "Jezus żywy" z tekstów Nag Hammadi mówi o iluzji i oświeceniu, a nie o grzechu i skrusze, jak Jezus z Nowego Testamentu. Nie przybył do nas, by uwolnić nas od grzechu, ale jako przewodnik, który otwiera dostęp do duchowego zrozumienia. Kiedy jednak uczeń dostępuje oświecenia, Jezus przestaje być jego duchowym mistrzem: obaj stają się równi - a nawet tożsami. Po trzecie, ortodoksyjni chrześcijanie wierzą, że Jezus jest Panem i Synem Boga w specyficzny sposób: pozostaje on na zawsze oddzielony od reszty ludzkości, którą ma zbawić. Natomiast gnostyczna Ewangelia Tomasza opisuje, że gdy tylko Tomasz go rozpoznał, Jezus powiedział mu, iż obaj otrzymali swój byt z tego samego źródła. Jezus powiedział: "Nie jestem twoim panem. Ponieważ piłeś, stałeś się napojem z bulgoczącego strumienia, który ja odmierzyłem[...] Ten, kto napije się z moich ust, stanie się taki, jak ja: ja sam stanę się nim, a rzeczy ukryte staną się dla niego jawne." Czy takie poglądy - tożsamość boskości i ludzkości, skupienie na iluzji i oświeceniu, założyciel, który nie jest panem, ale duchowym przewodnikiem - nie kojarzą się bardziej z naukami Wschodu? Część uczonych sugerowała, że gdyby zamienić imiona, to "Budda żywy" mógłby wypowiedzieć słowa, które Ewangelia Tomasza przypisuje Jezusowi. Czy tradycja hinduistyczna lub buddyjska mogła wpływać na gnostycyzm i wczesne chrześcijaństwo? Brytyjski znawca buddyzmu Edward Conze twierdzi, że tak. Wskazuje on, iż buddyści utrzymywali kontakty z chrześcijanami tomaszowymi w południowych Indiach. Szlaki handlowe pomiędzy światem grecko-rzymskim a Dalekim Wschodem istniały w okresie, kiedy rozkwitał gnostycyzm; przez pokolenia misjonarze buddyjscy głosili swe nauki w Aleksandrii. [...]W Ewangelii Marii Magdaleny czytamy, że wierny szuka w głębi siebie, by odkryć boskie źródło, a nie Jezusa jako Boga-Człowieka. Wierny może znaleźć boskie źródło poprzez własną istotę, która pochodzi z tego samego źródła co Jezus. Nauka ta przypomina nauki buddyjskie. Dla ortodoksyjnych chrześcijan to oczywiście herezja; uważają oni bowiem, że jedynie przez Kościół można dostąpić Boga. Z gnostyckich ewangelii wynika, że możesz postępować własną drogą i odkryć boskość sam w sobie. Nie potrzebujesz do tego Kościoła. Nie potrzebujesz kapłana. Możesz po prostu medytować lub dojść do własnej wizji.

Czy Jezus opisany w Nowym Testamencie był autentyczną postacią historyczną? Takie pytanie mogło by wydawać się bluźnierstwem, gdyby nie to, że już w XVIII wieku Constantin-Francois Volney oraz Charles Francois Dupuis znaleźli istotne powody, aby twierdzić, że Jezus nie był autentyczną postacią historyczną. W XIX wieku poglądy te podzielał m.in. historyk i teolog Bruno Bauer. W początkach XX wieku proponentem tej teorii był m.in. filozof Arthur Drews. Obecnie poglądy te propagują m.in. Kenneth Humphreys, George Albert Wells, Earl Doherty, Robert M. Price, D. M. Murdock, Freke i Gandy oraz Tom Harpur. Tom Harpur trafnie zauważył: „How, then, did Christianity begin? Nobody, however learned, really knows for certain. We do know that there was a lot of heated expectation in Palestine before and just after the beginning of the Common Era (C.E.) that Joshua, the fabled hero of olden times, would soon return to lead the Jews to victory and freedom. Joshua is identical to Jesus (Yeshua). It means "God saves." There may have been Jewish mystery cults who thought of Joshua as God's anointed (Christos means just that). Hence they were devoted to Yeshua as Christos. In Greek, that would be Jesus Christ.


bóg Horus, syn Izydy


Z czasem coraz więcej badaczy doszło do wniosku, że postać Jezusa opisanego w Nowym Testamencie jest jedynie legendą wzorowaną na wielu wcześniejszych bohaterach z innych mitologii, takich, jak m.in. bóg Horus, syn Izydy lub bóg Mitra. Dzień narodzin Mitry, czyli 25 grudnia został w IV wieku przyjęty jako dzień narodzin Jezusa. Przyjęcie tej daty za datę narodzin Jezusa mogło się wiązać z chęcią wyrugowania pogańskiego kultu. Święto Słońca - dzień Mitry, przypadał na niedzielę. Prawdopodobnie tu należy upatrywać genezy przeniesienia ostatniego dnia tygodnia( żydowskiego szabatu ) z soboty na niedzielę. Wybitny filozof i laureat nagrody Nobla Bertrand Russell(1872-1970) tak napisał o Jezusie i jego religii, gdy uzasadniał „Dlaczego nie jestem chrześcijaninem”:

Chcę teraz powiedzieć parę słów na temat, który moim zdaniem został zbyt pobieżnie potraktowany przez racjonalistów, a mianowicie chodzi mi o kwestię, czy Chrystus był najlepszym i najmądrzejszym z ludzi. Uważa się powszechnie, że powinniśmy wszyscy na to się zgodzić. Co do mnie, to jestem przeciwnego zdania. W wielu punktach zgadzam się z Chrystusem o wiele bardziej niż jego wyznawcy. Nie wiem, czy mógłbym iść z nim aż do końca drogi, ale w każdym razie mógłbym mu towarzyszyć znacznie dalej niż większość nominalnych chrześcijan. Pamiętacie zapewne, że Chrystus mówił: "Nie sprzeciwiajcie się złu, ale kto by cię uderzył w prawy policzek twój, nadstaw mu i drugi". Nie jest to nowe przykazanie ani nowa zasada. Lao Tse i Budda głosili to na jakieś 500 lub 600 lat przed Chrystusem, ale faktycznie chrześcijanie nie przyjęli tej zasady. [...]przechodzę teraz do pewnych punktów, które jak sądzę, nie dają nam powodu do przypisywania Chrystusowi odmalowanemu w Ewangeliach najwyższej mądrości lub dobroci. Zaznaczam, że pomijam kwestię historyczności Chrystusa. Historycznie jest rzeczą bardzo wątpliwą, czy Chrystus w ogóle kiedyś żył; a jeżeli żył, to i tak brakuje nam o nim wszelkich wiadomości; nie będę się więc zajmował tą bardzo trudną kwestią historyczną. Chodzi mi o Chrystusa przedsawionego w Ewangeliach, których opowiadania przyjmuję tak jak są podane; otóż znajdują się tam pewne rzeczy, które nie wydają się bardzo mądre. [...]Jak to już powiedziałem, nie sądzę, aby prawdziwy powód dla którego ludzie przyjmują religię, miał coś wspólnego z rozumowaniem. Ludzie stają się religijni z pobudek uczuciowych. Często słyszy się, że to bardzo źle napadać na religię, ponieważ jest ona źródłem cnoty. Tak mi przynajmniej mówiono; sam tego jakoś nie zauważyłem. Myśl przewodnia jest więc taka: bylibyśmy wszyscy występni, gdybyśmy nie trzymali się wiary chrześcijańskiej. Wydaje mi się jednak, że jej wyznawcy byli w większości bardzo złymi ludźmi. Można skonstatować ciekawy fakt, że im intensywniejsza była religijność danego okresu, im głębsza wiara w dogmat, tym większe było okrucieństwo i tym gorszy ogólny stan rzeczy. W tak zwanych wiekach wiary, gdy ludzie rzeczywiście wierzyli we wszystkie twierdzenia religii chrześcijańskiej, mieliśmy tortury inkwizycji, miliony nieszczęśliwych kobiet spalono jako czarownice i nie było okrucieństwa, którego by się nie dopuszczono w imię religii. Rozglądając się po świecie, wprędce spostrzegamy, że każdy, choćby najmniejszy wzrost uczuć humanitarnych, każda reforma kodeksu karnego, każdy krok w kierunku zmniejszenia niebezpieczeństa wojny, każda próba poprawy położenia ras kolorowych lub złagodzenia niewolnictwa, każdy postęp moralny, który się udało osiągnąć, był stale zwalczany przez zorganizowane Kościoły całego świata. Oświadczam po dojrzałym namyśle, że religia chrześcijańska w postaci, jaką jej nadały Kościoły, była i jest jeszcze głównym nieprzyjacielem moralnego postępu świata. [...]Religia jest oparta przede wszystkim i głównie na strachu. Jest to częściowo lęk przed nieznanym, a częściowo, jak już mówiłem, pragnienie posiadania jak gdyby starszego brata, który stanie po naszej stronie we wszystkich kłopotach i sporach. Lęk jest fundamentem tego - lęk przed tajemnicą, obawa porażki, lęk przed śmiercią. Strach rodzi okrucieństwo, nic więc dziwnego, że okrucieństwo i religia szły zawsze ręka w rękę. Lęk jest podstawą ich obu. Zaczynamy teraz trochę rozumieć rzeczy otaczające nas na tym świecie i opanowywać je po trochu za pomocą nauki, która utorowała sobie drogę krok za krokiem, wbrew chrześcijańskiej religii, wbrew Kościołowi, pomimo opozycji wszystkich starych przepisów. Nauka może nam pomóc przezwyciężyć ten dominujący strach, w którym ludzkość żyła przez tyle pokoleń. Nauka i nasze serca mogą nas nauczyć rezygnacji z poszukiwania urojonej podpory, z wynajdywania sobie sprzymierzeńców w niebie i używania naszych sił raczej do tego, żeby uczynić z tego świata miejsce w którym żyć warto, a nie piekło, które zrobiły z niego Kościoły w ciągu minionych wieków.

Słynny polski teolog, dziekan Wydziału Teologicznego UAM, ks. prof. Tomasz Węcławski, z powodów teologiczno-historycznych odrzucił boskość Chrystusa i oficjalnie "wypisał się" z Kościoła Rzymsko-Katolickiego 21 grudnia 2007 r., publicznie, w obecności proboszcza parafii zamieszkania i dwóch świadków, dokonując ostatecznego aktu apostazji. Ta odrzucająca bóstwo Jezusa interpretacja Ewangelii nie jest czymś całkowicie oryginalnym we współczesnej myśli teologicznej. Począwszy od lat 50-tych rozwój metod historyczno-krytycznych w hermeneutyce biblijnej doprowadził do wielu podobnych ujęć. W latach 1997–2002 ks. prof. Tomasz Węcławski był członkiem elitarnej grupy naukowców tworzących Międzynarodową Komisję Teologiczną – ciało doradcze watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. Ks. prof. Węcławski przyczynił się do rozwiązania trudnej sprawy arcybiskupa Juliusza Paetza oskarżonego o molestowanie seksualne kleryków. W 2002 r. w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" ujawnił fakty o skandalicznym zachowaniu arcybiskupa. Stracił przez to stanowisko dziekana Wydziału Teologicznego UAM. Na łamach "Tygodnika Powszechnego" Artur Sporniak zauważa, że „W wykładach prowadzonych w latach 2004-2005 o dziejach wyznania wiary Kościoła pojawia się z pozoru marginesowa uwaga. Węcławski zauważa, że dogmatyczna formuła chalcedońska, wskazująca, iż w jednej osobie Jezusa zjednoczone są dwie natury: boska i ludzka – bez zmieszania, bez zmiany, bez podziału i bez rozłączenia, prowadzi do "dość niezwykłych i dotąd nie do końca przemyślanych konsekwencji. Oznacza bowiem z jednej strony, że wszelkie próby odczytania tajemnicy bóstwa Jezusa z prostego spojrzenia na Jego ludzką historię są już w punkcie wyjścia skazane na niepowodzenie, z drugiej natomiast, że nie mamy innego przystępu do tajemnicy Boga niż ten, który odkrywa przed nami ludzka historia Jezusa". Uwagę tę zamyka konkluzja, że to podwójne wyzwanie "jest sednem zadania chrześcijańskiej teologii".” Jak łatwo zauważyć, jest to zadanie niewykonalne. Zarówno w historycznie wcześniejszym od chrześcijatwa judaizmie, jak i w historycznie późniejszym islamie, Jezus nie jest uważany ani za Boga, ani za Syna Bożego, ani za Mesjasza. Według islamu, chrześcijańska Trójca to politeizm, a Jezus, to przedostatni prorok, a więc tylko człowiek, jak wszyscy inni. Z punktu widzenia judaizmu, Jezus nie jest nawet prorokiem.


Gdyby nie istniały jakiekolwiek przesłanki, to być może wtedy nikt nie upierał by się, aby ślepo wierzyć w istnienie Boga-stworzyciela? Faktycznie, istnieją takie przesłanki, ale nie są one rozstrzygające. Jedyne, lecz zbyt mało istotne przesłanki, to różnego rodzaju zjawiska paranormalne i mistyczne, które zwyczajowo były i w dalszym ciągu są w dużej mierze ignorowane przez Naukę. Amerykański filozof i psycholog, William James(1842-1910) swoją pracą „The Varieties of Religious Experience. A Study in Human Nature” wykazał zasadność i wartość naukowego badania doświadczeń mistycznych. Przekonanie, jakie żywił Joseph Campbell(1904-1987), to pogląd, że: „wszelka duchowość jest poszukiwaniem tej samej podstawowej, nieznanej siły, z której wszystko się wywodzi, w której wszystko obecnie istnieje i do której wszystko wróci. Ta elementarna siła ostatecznie jest "niepoznawalna" ponieważ istnieje przed słowami i wiedzą. Chociaż ta podstawowa siła napędowa nie może zostać wyrażona w słowach to rytuały duchowe i historie odnoszą się do tej siły poprzez użycie "metafor" – metaforami tymi są różne opowiadania, bóstwa i obiekty duchowości jakie można zobaczyć na świecie. Na przykład, mitu stworzenia w Biblii nie powinno się traktować jako dosłownego opisu faktycznych zdarzeń, ale raczej powinno się odszukać w nim wskazówki dotyczące zasadniczych prawd o świecie i o naszym istnieniu. Zgodnie z tym, Campbell uważał, że religie świata są różnorodnymi, kulturowo odmienionymi "maskami" tych samych, zasadniczych, transcendentnych prawd”.

Obecnie niektórzy naukowcy powoli zaczynają badać zjawiska paranormalne i doświadczenia mistyczne. Na uwagę zasługują m.in. Rupert Sheldrake, Brian Josephson, Jessica Utts, Charles Tart, Herbert Benson, Ronald Pearson, The Parapsychological Association, Princeton Engineering Anomalies Research PEAR, International Consciousness Research Laboratory ICRL, The Campaign for Philosophical Freedom, Zerdin Phenomenal, The Intention Experiment, Some research papers in Parapsychology oraz Parapsychology researchers, labs, online experiments.

Kontakt ze światem tzw. zjawisk paranormalnych w obrębie tradycji religijnych zwyczajowo utrzymywany był przez mistyków. Jak powszechnie wiadomo, mistyka chrześcijańska nie jest wyjątkiem. Mistyczna tradycja Judaizmu, to Kabała, a mistyczna tradycja Islamu, to sufizm. Mistyka nie ogranicza się do religii monoteistycznych i politeistycznych( np.: hinduistyczna tantra ; szintoizm ; szamanizm ). Równie mocno mistyka obecna jest w nieteistycznych tradycjach duchowego rozwoju, takich, jak na przykład buddyjska tantra lub taoizm. Nawet doświadczenia z tradycji mistycznych w obrębie samego tylko monoteizmu nie wykazują wystarczającej zbieżności, aby można było wnioskować o istnieniu jednej, uniwersalnej prawdy, która mogła by się za nimi kryć. Dodatkowo, czasami mamy doczynienia z przykrym faktem istnienia rozbieżności doktrynalnych między ortodoksyjnymi( niemistycznymi ) i mistycznymi frakcjami już w obrębie tej samej religii nawet do tego stopnia, że niektórzy mistycy zostali ogłoszeni heretykami, jak np. średniowieczny niemiecki dominikanin Johannes Eckhart von Hochheim(1260-1327). Filozof Leszek Kołakowski(1927-2009) w swojej książce O co nas pytają wielcy filozofowie” tak pisze o mistyce, mistykach i ich mistycznych doświadczeniach:

Chociaż mistyka nie jest filozofią ani teologią, nie jest doktryną, ale doświadczeniem, a gdy jest w słowie wyrażona, opisem doświadczenia, to jednak jest taki obszar, gdzie doświadczenie i filozofia, wolno rzec, mówią do siebie. Mistyk wie coś, czego filozof nie wie. Gdy jednak mistyk szuka słów, by tę wiedzę wyrazić, staje się, choćby nie chciał, filozofem. [...]Znany teolog niemiecki Rudolf Otto(1869–1937) w dziele traktyjącym o wschodniej i zachodniej mistyce, ukazuje uderzające zbieżności między Eckhartem i kilka wieków wcześniej odeń żyjącym indyjskim mistykiem Acharya Sankara[ Adi Śankara-aczarja ]. Słowa są inne, ale ta sama intuicja przewodnia, i nie tylko u tych dwóch, ale u wielu mistycznych pisarzy Wschodu i Zachodu. Nie jest to wynik wzajemnych wpływów czy zapożyczeń, ale podobieństwo pewnego źródłowego doświadczenia, pewnego rdzennego pokładu duszy, który wychodzi na jaw w podobnych odkryciach, jakie czynią ci, co z największym trudem usiłują dotrzeć do dna bytu: buddyści, chrześcijanie, kabaliści, hinduiści, platonicy. Oni wiedzą, że gdyby im się wydawało, że Boga rozumieją, muszą wiedzieć, że to nie Bóg. Uzbrojeni w narzędzia języka, które do innych zadań są powołane, nieustannie brną w semantyczne i logiczne kłopoty.

Gdyby mistykom wydawało się, że Boga rozumieją, muszą wiedzieć, że to nie jest Bóg. Dlaczego? Mistyka nie jest filozofią ani teologią, ale doświadczeniem, a gdy to doświadczenie jest wyrażone w słowach, jest już wtedy tylko opisem doświadczenia, i gdy mistyk szuka słów, by to mistyczne doświadczenie wyrazić, staje się on wtedy filozofem lub teologiem - filozofem lub teologiem naturalnie reprezentującym kulturę i religię, w jakiej się urodził i wzrastał. Jest to nieuniknione, że inteligentny opis doświadczenia zawiera również w pewnym stopniu jego interpretację, a ta interpretacja w nieunikniony sposób odwołuje się z kolei do terminologii preferowanego światopoglądu.

Zatem istnienie doświadczeń mistycznych i kontakt mistyków z tego rodzaju zjawiskami nie stanowi istotnej przesłanki na poparcie hipotezy istnienia Boga-stworzyciela.



10.
NIEDOSKONALI PÓŁBOGOWIE NIESTWORZYCIELE

Wybitny filozof i laureat nagrody Nobla Bertrand Russell(1872-1970) tak napisał o idei Boga, gdy uzasadniał „Dlaczego nie jestem chrześcijaninem”:

Pojęcie Boga bierze swój początek w starodawnym wschodnim despotyzmie. Jest to pojęcie bezwarunkowo niegodne wolnych ludzi. Gdy słyszy się w kościele ludzi, którzy poniżają się mówiąc, że są nędznymi grzesznikami itd., wydaje się to czymś godnym wzgardy, czymś, co nie przystoi szanującym się istotom ludzkim. Powinniśmy nie upadać na duchu i patrzeć światu prosto w twarz. Powinniśmy uczynić nasz świat możliwie jak najlepszym. I chociażby rezulat nie odpowiadał naszym życzeniom, to jednak będzie lepszy od tego, co zrobili ze świata chrześcijanie w ciągu minionych stuleci. Dobrze urządzony świat potrzebuje wiedzy, dobroci i odwagi. Nie potrzeba mu żalu i westchnień za przeszłością ani zakuwania w kajdany swobodnej inteligencji za pomocą słów wyrzeczonych niegdyś przez ignorantów.

Skoro Bóg-stworzyciel nie istnieje, to kim w takim razie był Jahwe ze Starego Testamentu? Bóg urojony” to książka brytyjskiego biologa Richarda Dawkinsa. Dawkins zgadza się ze stwierdzeniem Roberta Pirsiga, że „jeżeli jedna osoba ma jakieś urojenia, nazywamy to szaleństwem. Jeżeli wiele osób cierpi na to samo urojenie, nazywamy to religią.” Richard Dawkins tak zcharakteryzował boga Jahwe ze Starego Testamentu:

Adam i Ewa zjedli jabłko. Na zdrowie! Najstarszą z trzech religii Abrahama jest judaizm, który pierwotnie był lokalnym plemiennym kultem wyjątkowo antypatycznego bóstwa cierpiącego na chorobliwą wręcz obsesję na tle restrykcji seksualnych. Ten otoczony smrodem palonego mięsa zwierząt ofiarnych Bóg był przeświadczony o własnej wyższości nad rywalizującymi z nim innymi bogami, podobnie jak o wyjątkowości wybranego przez siebie plemienia pustynnych nomadów. [...] Bóg Starego Testamentu to chyba jeden z najmniej sympatycznych bohaterów literackich: zawistny ( i dumny z tego ), małostkowy i niesprawiedliwy typ, z manią na punkcie kontrolowania innych i niezdolny do wybaczania, mściwy i żądny krwi zwolennik czystek etnicznych, mizogin, homofob i rasita, dzieciobójca o skłonnościach ludobójczych ( oraz morderca własnych dzieci przy okazji ), nieznośny megaloman, kapryśny i złośliwy tyran. Thomas Jefferson miał podobne odczucia, gdy napisał: Bóg Mojżesza to istota o strasznym charakterze - okrutna, mściwa, kapryśna i niesprawiedliwa.


Laktancjusz, pisarz i apologeta chrześcijański urodzony w Afryce Północnej około 250 roku, w rozdziale 13-tym swojego dzieła „O gniewie Bożym” tak oddaje przemyślenia antycznego filozofa greckiego Epikura:

Albo Bóg pragnie usuwać zło, ale nie jest w stanie tego uczynić, albo Bóg może to uczynić, ale tego nie chce, albo Bóg nie chce i zarazem nie może tego uczynić, albo Bóg chce i może to uczynić. Jeśli Bóg chce, ale nie może - nie jest wszechmocny; jeśli może, ale nie chce - nie jest wszechdobry; jeśli nie może i nie chce tego uczynić - nie jest ani wszechmocny, ani wszechdobry; ale jeśli chce i może - dlaczego nie usunie zła?

Bertrand Russell tak napisał o zagadnieniu dobra i zła w kontekście natury Boga, gdy uzasadniał „Dlaczego nie jestem chrześcijaninem”:

Nie będę w tej chwili rozważał, czy dobro da się odróżnić od zła, jest to inna sprawa. Obchodzi mnie tylko następujący punkt. Jeżeli jesteście zupełnie pewni, że istnieje różnica między dobrem a złem, to nasuwa się pytanie : czy ta różnica powstała z rozkazu Boga ? - Jeżeli zawdzięczamy ją Bogu, to dla samego Boga nie ma różnicy między dobrem a złem i twierdzenie, że Bóg jest dobry, traci wszelki sens. Jeśli powiecie za przykładem teologów, że Bóg jest dobry, trzeba będzie uznać, że dobro i zło mają znaczenie niezależnie od woli Boga, gdyż postanowienia Boga są dobre, a nie złe, bez względu na sam fakt, że zostały przez niego wydane. Jeśli zaś to przyjmiecie, będziecie musieli wtedy powiedzieć, że dobro i zło nie istnieją li tylko dzięki Bogu, ale że z natury rzeczy logicznie poprzedzają Boga. Rozumie się, że gdybyście mieli ochotę, moglibyście powiedzieć, że było wyższe bóstwo, które dawało rozkazy Stwórcy naszego świata; lub też wolno by wam było podzielić zapatrywanie niektórych gnostyków - zapatrywanie, które często uważałem za wysoce prawdopodobne - że w rzeczywistości świat został stworzony przez diabła, który skorzystał z nieuwagi Boga. Można dużo powiedzieć na korzyść tej hipotezy.



Jest bardzo prawdopodobne, że Hebrajczycy uciekający z Egiptu zapożyczyli swój monoteistyczny kult od Echnatona. Echnaton, syn i następca Amenhotepa III, dokonał radykalnej reformy religijnej, wprowadzając religię monoteistyczną - kult Atona jako jedynego boga. Świątynie innych bóstw zostały pozamykane. Po śmierci Echnatona zlikwidowano kult Atona i przywrócono kult Amona i innych bogów( egipski politeizm ). Wielki Hymn do Atona przypomina biblijny Psalm 104, do którego też jest często porównywany.

Mitologia ugarycka z terenów Kanaanu ( XV-XIII w. p.n.e. ) to najstarsze znane mity spisane w języku semickim. Oto politeistyczny panteon wczesnych plemion żydowskich z XIV w. p.n.e.: Mot – bóg śmierci ; Jam – bóg morza ; Aszera (Atirat, Aszirat) – bogini wybrzeża morskiego, żona El'a ; El – bóg najwyższy, stworzyciel świata, utożsamiany z bykiem, nosił tiarę z rogami ; Dagon – bóg zboża ; bóg Baal – syn Dagona, zdetronizował El'a i objął po nim panowanie nad światem ; Asztarte - żona Baala, bogini płodności ; Anat – bogini miłości i wojny, siostra i kochanka Baala. W pierwotnej wersji, to bóg Baal pokonał i zdetronizował boga El'a - stworzyciela świata. W późniejszej wersji, to rzekomy stworzyciel świata Jahwe pokonał boga Baala? Z całym należnym szacunkiem uważam, że Baal i Jahwe ze Starego Testamentu byli tylko niedoskonałymi półbogami niestworzycielami, bóstwami o lokalnym znaczeniu, jakich wiele w historii wierzeń semickich.

Ellen van Wolde

Profesor Ellen van Wolde ( Professor of Old Testament Exegesis and Hebrew in the Theological Faculty of the University of Tilburg, The Netherlands ), uznana naukowiec i specjalistka od języka hebrajskiego i Starego Testamentu, uważa, że pierwsze zdanie w Księdze Rodzaju: "na początku Bóg stworzył Niebo i Ziemię" nie jest dokładnym tłumaczeniem z hebrajskiego. Badaczka twierdzi, że dotarła do najnowszych analiz tekstowych, według których autor wielkiej księgi nigdy nie sugerował, że to Bóg stworzył świat. Właściwie to Ziemia już istniała kiedy zaczął stwarzać ludzi i zwierzęta. Profesor Ellen van Wolde przeanalizowała jeszcze raz oryginalny hebrajski tekst i umieściła go w kontekście całej Biblii, jak również w kontekście innych przypowieści o stworzeniu, począwszy od starożytnej Mezopotamii. Według jej analizy, hebrajskie słowo "bara" użyte na początku Księgi Rodzaju nie znaczy "stworzyć", ale "przestrzenne rozdzielenie". W takim wypadku pierwsze zdanie księgi należałoby odczytać w ten sposób: "na początku Bóg rozdzielił Niebo i Ziemię". Według tradycji judeo-chrześcijańskiej, Bóg stworzył Ziemię z niczego. Według prof. Van Wolde, jej analiza pokazuje, że początek Biblii nie oznacza początku czasu, ale początek narracji. - Oznacza to, że Bóg rzeczywiście stworzył ludzi i zwierzęta, ale nie stworzył samej Ziemi - mówi. Profesor dodaje, że jej nowa analiza współgra ze starożytnymi tekstami mówiącymi o stworzeniu świata. W takich tekstach często pojawiało się pojęcie wielkiego "ciała" wody zamieszkiwanego przez "potwory" i pokrytego ciemnością. Profesor Ellen van Wolde stawia tezę, że Bóg nie tworzył, ale rozdzielał: Ziemię od Nieba, ziemię od morza, "potwory" morskie od ptaków. - Woda już była - dodaje. - Były już potwory morskie. Bóg coś stworzył, ale na pewno nie Niebo i Ziemię. Uznawane za powszechne stworzenie z niczego, okazało się nieporozumieniem - mówi profesor. Według niej Bóg przyszedł później i przystosował ziemię do życia, oddzielił wodę od ziemi i wniósł światło do ciemności. Profesor Ellen van Wolde ma nadzieję, że jej analiza rozpocznie ciekawą debatę, także wśród osób religijnych. Jak dodaje, swoją analizą poniekąd krzywdzi samą siebie, ponieważ jest osobą religijną, a idea Boga-Stwórcy była wyjątkowa, była wyobrażeniem prawdy. Mówi, że chciałaby zachować tę prawdę, ale jak dodaje, tradycyjne wyobrażenie Boga jako Stwórcy jest teraz nie do utrzymania.


Bóg Ganeśa


Kto zatem stworzył nasz Wszechświat? Czy był to hinduski bóg Brahma i jego Święta Trójca( Trimurti: bóg Brahma, bóg Wisznu i bóg Sziwa ), staroirański bóg Ahura Mazda, starojapoński bóg Ahura Toyota, słowiański bóg Świętowit( Światowid ), sumeryjski bóg Anu i jego Święta Trójca( bóg Anu, bóg Enlil i bóg Enki ) czy muzułmański Allah? Warto w tym miejscu zauważyć, że każda religia, w przeszłości i obecnie, ma swoje święte księgi. Każda z tych ksiąg inaczej opisuje Boga i historię stworzenia świata. Każda religia głęboko wierzy, iż jej nadprzyrodzone objawienia są najbardziej aktualne lub ostateczne. Czy któraś z tych wszystkich świętych ksiąg jest może bardziej święta niż inne? Jak mamy to odróżnić, która księga jest obiektywnie święta, a która nie? Co miało by o tym decydować? Rozważmy następujący przykład:

Bóg Ahura Mazda Awesta to święta natchniona księga zawierająca teksty religijne wyznawców zaratusztrianizmu, datowana na około 1200 lat przed Jezusem. Zaratusztrianizm( zoroastryzm ) to jedna z najstarszych, wciąż istniejących religii monoteistycznych, założona przez Zaratusztrę, który żył około 1200 lat przed Jezusem w północno-wschodnim Iranie. Według świętej natchnionej księgi Awesty, Ahura Mazda jest jedynym prawowitym Bogiem, który stworzył świat i wszystko, co w nim dobre. Człowiek jest dziełem Boga Ahury Mazdy, ma jednak wolną wolę i może zdradzić swojego stwórcę, stając po stronie sił zła. Bóg Ahura Mazda i jego przeciwieństwo Angra Mainju( Zły Duch ) tworzą stale splecioną parę( dualizm ), która toczy z sobą bezustanny bój o władzę nad światem. Angra Mainju jest tylko negatywowym odbiciem Ahury Mazdy, który bez Ahury Mazdy nie mógłby samodzielnie istnieć. Z natury człowiek jest jednak dobry i jego powołaniem jest stanąć do walki ze złem w szeregach popleczników jedynego prawowitego Boga Ahury Mazdy. Tzw. druga epoka - to epoka zamieszania - walki dobra ze złem, w której obecnie żyjemy. Pod koniec tej epoki nastanie czas sądu ostatecznego, kiedy to jedyny prawowity Bóg Ahura Mazda zstąpi osobiście na ziemię, oddzieli dobro od zła i ustanowi z powrotem doskonały porządek. Nastanie wtedy trzecia epoka, epoka Królestwa Bożego na ziemi. W tzw. Starej Aweście opisana jest koncepcja, według której Zaratusztra nie umarł śmiercią naturalną, lecz świadomie zanurzył się w wodach jeziora Kasaoja w Pamirze. Bezpośrednio przed dniem Sądu Ostatecznego do jeziora tego ma wejść dziewica, zostać cudownie zapłodniona nasieniem Zaratusztry i urodzić Saoszjanta, czyli Mesjasza, który poprowadzi zastępy sprawiedliwych do ostatecznej walki ze złem. W tzw. nowej Aweście pahlawijskiej, napisanej około 630 lat przed Jezusem, dziewica ma być zapłodniona Duchem Świętym i urodzić syna samego Boga Ahury Mazdy, Saoszjanta( mesjasza ) w XXIV wieku( najczęściej przyjmuje się rok 2401 ). Zaratusztrianizm( zoroastryzm ) historycznie poprzedza tzw. zreformowany judaizm świątynny. We wczesnym Judaizmie możemy znaleźć wpływy wierzeń ugaryckich ze starożytnej krainy Kanaan. Judaizm świątynny powstał w czasach niewoli babilońskiej, po wypędzeniu ludności Izraela na tereny dzisiejszego Iraku i po najeździe Palestyny przez Achemenidów. W tym czasie ostatecznie zredagowano większą część Starego Testamentu oraz przeprowadzono reformę religijną( reforma Ezdrasza ). Odnowiony, zreformowany judaizm zaczerpnął prawdopodobnie niektóre nowe koncepcje z zaratusztrianizmu, jak np.: idee wędrówki dusz po śmierci do piekła lub nieba, Sądu Ostatecznego, przyjścia Mesjasza i osobistej odpowiedzialności za swoje czyny przed Bogiem. Z kolei zaratusztrianizm jest spadkobiercą jeszcze wcześniejszych wierzeń pochodzących z kultur Babilonu ( święta księga „Enuma Elisz” ) i Sumeru.


Jeżeli nie wymagamy żadnych empirycznych, logicznych lub innych racjonalnych dowodów od naszej religii, to elementarna uczciwość nakazuje nam, abyśmy również nie wymagali niczego od pozostałych. Jeżeli ślepo wierzymy w dogmaty naszej religii, to logicznie nic nie powinno nam przeszkadzać, aby również ślepo wierzyć w prawdziwość wszystkich innych religii. Niestety, doktryny religijne zawarte w świętych księgach najczęściej nawzajem się wykluczają, co niestety nie pozwala nam, by uznać je wszystkie za równie prawdziwe. Zatem ślepa wiara w te czy owe dogmaty w ostatecznym rozrachunku może okazać się niczym więcej, jak tylko kwestią gustu, wyrazem kulturowo-religijnego konformizmu, a najczęściej decyzją podjętą za nas przez naszych rodziców. „To co skłania ludzi do wiary w Boga, jest to, że uczono ich tego od niemowlęctwa; jest to główny powód ich wiary. Sądzę, że następnym co do siły motywem jest chęć zabezpieczenia się, wywołująca rodzaj poczucia, że jest gdzieś jakby starszy brat, który się wami zaopiekuje. Odgrywa to bardzo ważną rolę w budzeniu uczuć religijnych”, twierdził Bertrand Russell.




11.
PODSUMOWANIE

Dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Dlaczego istnieje raczej ontologiczny Byt niż Niebyt( totalna nicość )? Czy ontologiczny Byt koniecznie musiał mieć swój absolutny pra-początek, pra-przyczynę? Kto/co miało by być pra-przyczyną wszechrzeczy? Kto/co miało by stworzyć Wszechświat, lub ogólniej, cały ontologiczny Byt? Czy był to Wielki Wybuch, czy raczej Bóg-stworzyciel? A może to Bóg-stworzyciel spowodował Wielki Wybuch, pra-początek, pra-przyczynę wszechrzeczy?

A jeżeli cały ontologiczny Byt, a w tym nasz Wszechświat, nie miał absolutnego pra-początku, pra-przyczyny? Czy to możliwe? Co wtedy? Czy coś wtedy tracimy? Czy coś wtedy zyskujemy? Profesor fizyki teoretycznej Michio Kaku napisał, iż: „Ten nowy obraz Wszechświata[ bez absolutnego pra-początku i pra-przyczyny ] powoduje, że inaczej patrzymy na religijną mitologię. Większość mitów dotyczących pochodzenia Wszechświata można podzielić na dwie kategorie: judeochrześcijański mit Genesis, według którego świat został stworzony w pewnym określonym momencie, oraz hinduistyczno-buddyjski mit Nirwany, mówiący o bezkresnym Wszechświecie, który nie ma początku ani w czasie, ani w przestrzeni”.

Czy coś wtedy tracimy? Moim zdaniem wszystko, co tracimy, to złudzenia. No cóż, Ziemia nie jest płaska i nie jest centrum Wszechświata. Udało się nam jakoś z tym w końcu przecież pogodzić? Prawda? Taki proces wymaga jednak czasu. Historia postępów nauki uczy nas umiarkowanego optymizmu. Ale mimo wszystko jednak optymizmu. „Prawda nigdy nie triumfuje - wymierają tylko jej przeciwnicy”, jak trafnie zauważył laureat nagrody Nobla, niemiecki fizyk Max Planck. "W ciągu wieków ludzkiej historii pojawiło się wiele teorii o Wszechświecie. Jednak to ostatnie czterdzieści lat było pod tym względem wyjątkowe. Teoria Wielkiego Wybuchu jako jedyna zdominowała dyskurs naukowy i publiczny, a nawet stała się stałym punktem szkolnego programu nauczania. [...]Najbardziej niezwykły jest fakt, że ta nowa teoria wiecznego Wszechświata jest zdolna wytłumaczyć wszystkie dane obserwacyjne z taką samą dokładnością jak zmodyfikowana teoria Wielkiego Wybuchu, a ponadto może wyjaśnić i te aspekty Wszechświata, których Wielki Wybuch wyjaśnić nie potrafi" - zauważają Steinhardt i Turok w swojej książce Nieskończony Wszechświat - Poza teorię Wielkiego Wybuchu”. Hipoteza Wielkiego Wybuchu przeżywa obecnie swój największy kryzys. Grupa światowej sławy naukowców i niezależnych badaczy wystosowała w 2004 roku List Otwarty na łamach prestiżowego czasopisma New Scientist” w sprawie zasadniczej rewizji hipotezy Wielkiego Wybuchu, apelując o rozpoczęcie badań nad alternatywnymi teoriami. Dni hipotezy Wielkiego Wybuchu wydają się być policzone.

Czakry i mistyczne energie Czy coś wtedy zyskujemy? Być może uda nam się zyskać nowy, pełniejszy, prawdziwszy obraz Wszechświata. Zamiast płaskiej Ziemi stworzonej Ex Nihilo w centrum wszechrzeczy, narodzi się nowa teoria postkwantowego, mistycznego Wszechświata, teoria Wszechświata niestworzonego, wiecznego, pozbawionego osobliwości Wielkiego Wybuchu oraz błędnej idei Boga-stworzyciela. Jeżeli ta nowa teoria okaże się być prawdziwa, na co wiele wskazuje, to jej implikacje niosą ze sobą wielkie obietnice nowych odkryć, nowych możliwości, nowych korzyści, nowych dokonań, nowych horyzontów. Astronomia kopernikańska i fizyka newtonowska swego czasu dokonały radykalnego przełomu; w rezultacie pozwoliły ludzkości zrobić ten "wielki krok" i postawić stopę na Księżycu. Czy ta nowa mistyczna fizyka i kosmologia przyszłości pozwoli nam odkryć nowe, nieznane wyższe wymiary rzeczywistości, nowe prawa przyrody, nowe fundamentalne siły i energie, jak np.: energia życiowa Qi( ki, chi, prana ) wykorzystywana m.in. w akupunkturze, w systemie Qigong lub we wschodnich sztukach walki, jak Aikido? ( zobacz: Mag z Jawy” ; Qigong Master Boils Water With His Hands” ; filmy Johna Changa ; The Final Qigong Demonstration of John Chang” ) Czy pozwoli nam lepiej zrozumieć siebie i nasz mistyczny związek z Wszechświatem? We wstępie do swojej książki Nieskończony Wszechświat - Poza teorię Wielkiego Wybuchu”, Steinhardt i Turok piszą: "Każdy taki cykl wiecznego Wszechświata rozpoczyna się wybuchem, nie będącym jednak początkiem czasu i przestrzeni. Ma za to swoją przeszłość i przyszłość, które mogą być opisane prawami fizyki. Każdy z cykli wpływa na następujący po nim". Steinhardt i Turok dodają także, że możliwe jest, że czas i przestrzeń powstały wiele cykli temu, ale jest także możliwe, że są one dosłownie wieczne. Naukowcy zaznaczają, że ich koncepcja wiecznego Wszechświata jest w początkowym stadium rozwoju. Ale, jak podkreślają, zagadnienia, które niesie ta nowa teoria mogą tak silnie wpłynąć na sposób, w jaki postrzegamy Wszechświat i nasze w nim miejsce, że zasługują na upowszechnienie.

Mag z Jawy


Zatem dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Dlatego, że wszystko to, co istnieje, czyli ontologiczny Byt, to jest, a wszystko to, co nie istnieje, czyli ontologiczny Niebyt - totalna nicość, tego nie ma. Byt jest, a Niebytu nie ma. Z tego powodu istnieje właśnie Byt zamiast Niebytu. Dlaczego Niebytu nie ma? Bo gdyby był, to byłby wtedy już jakąś formą Bytu. Być, to może tylko ontologiczny Byt, bo ontologiczny Niebyt, z definicji, nie istnieje. Niebyt nie stanowi ontologicznej alternatywy dla Bytu. Aby istniała alternatywa, muszą istnieć oba jej składniki, a Niebyt, z definicji, nie istnieje, gdyż jest totalną nicością. Ontologiczny Byt, to Istnienie. Ontologiczny Niebyt, to Nieistnienie. Istniejący Niebyt, to "Istniejące Nieistnienie". "Istniejące Nieistnienie", to sprzeczność. A sprzeczność nie może istnieć, gdyż sprzeczność jest niebytem.

Istniejący ontologiczny Niebyt, to sprzeczność. Zatem Niebyt nie może stanowić ontologicznej alternatywy dla Bytu. Niebyt, z definicji, nie istnieje, ale istnieje filozoficzna koncepcja Niebytu. Koncepcja ontologicznego Niebytu istnieje, ale Niebyt, opisany przez tę koncepcję, w rzeczywistości nie istnieje. Zatem ontologiczny Byt, w sposób naturalny, nie posiada alternatywy dla swojego istnienia. Ontologiczny Byt po prostu istnieje, jako niestworzony, wieczny, bez początku i bez końca, tak, jak istniałby Bóg-stworzyciel. Ale Bóg-stworzyciel nie jest konieczny do tego, aby istniał ontologiczny Byt, lub Wszechświat, bo nie istnieje taka potrzeba, aby najpierw pokonać Niebyt poprzez Creatio ex nihilo i w ten sposób utorować drogę dla zaistnienia Bytu. Przecież nie ma potrzeby pokonywać Niebytu, który nigdy nie istniał. Przecież nie ma potrzeby stwarzać ontologicznego Bytu, który zawsze istniał. Zatem Bóg-stworzyciel nie jest bytem koniecznym. Bóg-stworzyciel jest bytem zbytecznym. Jeżeli Wszechświat miał pra-początek, można przypuszczać, że istnieje jego Stwórca. Ale jeżeli Wszechświat nie ma początku ani końca, to po prostu istnieje. Gdzież jest wtedy miejsce dla Boga-stworzyciela - pyta nas retorycznie profesor Stephen Hawking.


Buddha


Podobnie, jak ks. prof. Michał Heller, dobrze zdaję sobie sprawę, że „między pytaniami nauki i pytaniami religii niekiedy istnieje napięcie, a czasem nawet dochodzi do konfliktów, ale jest też prawdą, że oba rodzaje pytań - naukowe i religijne - uzupełniają się wzajemnie. Aby podjąć próbę zrozumienia świata, musimy odważnie podążać drogami ludzi myślących. Te drogi różnią się od wszystkich innych, są trochę samotne i bardziej pną się pod górę, ale są też znacznie ciekawsze i pewniej prowadzą do celu. Człowiek myślący musi zawsze kroczyć własną ścieżką, którą przeciera po to, by stać się przewodnikiem ludzkości.

Podobnie, jak Albert Einstein, uważam, że „Religia przyszłości będzie religią kosmiczną. Powinna ona przekraczać koncepcję Boga osobowego oraz unikać dogmatów i teologii. Zawierając w sobie zarówno to, co naturalne, jak i to, co duchowe[ mistyczne ], powinna oprzeć się na poczuciu religijności wyrastającym z doświadczania wszelkich rzeczy naturalnych i duchowych jako pełnej znaczenia jedności. Buddyzm odpowiada takiemu opisowi. (...) Jeżeli istnieje w ogóle religia, która może sprostać wymaganiom współczesnej nauki, to jest nią buddyzm.

Podobnie, jak Jego Świątobliwość Tenzin Gjatso, XIV-sty Dalaj Lama Tybetu, dobrze zdaję sobie sprawę, że „trzeba respektować punkty widzenia ludzi spoza kręgu buddyjskiego i być ich świadomym. Buddyzm nie jest dla nich zrozumiały, natomiast inne religie, religie chrześcijańskiego Boga, są dla takich ludzi użyteczne, są efektywne. Podejście buddyjskie ich nie zmieni. Tak jak pacjentów nie interesuje, który lek jest najdroższy. Interesuje ich, który lek jest najbardziej odpowiedni dla konkretnego przypadku, w konkretnych okolicznościach. Wszak celem jest wyleczenie choroby, a nie zwiększenie sprzedaży leku. Nie przepiszemy wszystkim tego samego specyfiku. Dlatego nie mogę powiedzieć, z praktycznego punktu widzenia, czy buddyzm jest najlepszą religią; trzeba to osądzić, biorąc pod uwagę przede wszystkim okoliczności, sytuację życiową każdego człowieka.”


Dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Dlaczego istnieje raczej Bóg-stworzyciel niż nic, skoro najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic? A może Bóg-stworzyciel jednak nie istnieje? Czy możemy wykluczyć taką możliwość? Te pytania nigdy nie były bardziej aktualne niż obecnie, w dobie kosmologii kwantowej. Warto się nad nimi zastanowić.



mnich buddyjski Zbigniew Modrzejewski

Sierpień 2009

Uzupełniono w maju 2010

Zbigniew Modrzejewski asserts the moral right to be identified as the author of this work.


Mnich buddyjski








[ SPIS TREŚCI ]

Dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Ostateczne wyjaśnienia wszechświata
mnich buddyjski Zbigniew Modrzejewski

Free counter and web stats