W swojej książce „Krótka historia czasu”, prof.
Stephen Hawking
pisze, iż w klasycznej teorii grawitacji możliwe są tylko dwa warianty zachowania się Wszechświata: albo istniał wiecznie, albo rozpoczął się w pewnej chwili przeszłości, podczas gdy w teorii kwantowej pojawia się trzecia możliwość:
„Problemem pochodzenia i losu Wszechświata zainteresowałem się w 1981 roku, gdy uczestniczyłem w konferencji na temat kosmologii, zorganizowanej przez jezuitów w Watykanie. Kościół katolicki popełnił ogromny błąd w sprawie
Galileusza,
gdy ogłosił kanoniczną odpowiedź na pytanie naukowe, deklarując, iż Słońce obraca się wokół Ziemi. Tym razem, kilka wieków później, Kościół zdecydował się zaprosić grupę ekspertów i zasięgnąć ich rady w sprawach kosmologicznych. Pod koniec konferencji Papież przyjął jej uczestników na specjalnej audiencji. Papież powiedział nam, że swobodne badanie ewolucji Wszechświata po Wielkim Wybuchu nie budzi żadnych zastrzeżeń, lecz od zgłębiania samego Wielkiego Wybuchu należy się powstrzymać, gdyż chodzi tu o akt Stworzenia, a tym samym akt Boży. Byłem wtedy bardzo zadowolony, iż nie znał on tematu mego wystąpienia na konferencji - mówiłem bowiem o możliwości istnienia czasoprzestrzeni skończonej, lecz pozbawionej brzegów, czyli nie mającej żadnego początku i miejsca na akt Stworzenia. Nie miałem najmniejszej ochoty na to, by podzielić los
Galileusza,
z którego postacią łączy mnie silna więź - uczucie swoistej identyfikacji, częściowo z racji przypadku, który sprawił, iż urodziłem się dokładnie 300 lat po jego śmierci! [...] W klasycznej teorii grawitacji, opartej na rzeczywistej czasoprzestrzeni, możliwe są tylko dwa warianty zachowania się Wszechświata: albo istniał wiecznie, albo rozpoczął się od osobliwości w pewnej określonej chwili w przeszłości. W teorii kwantowej pojawia się trzecia możliwość.
Ponieważ używamy czasoprzestrzeni euklidesowych, w których czas jest traktowany tak samo, jak przestrzeń, czasoprzestrzeń może mieć skończoną rozciągłość i równocześnie nie mieć żadnych osobliwości stanowiących granice lub brzeg. Czasoprzestrzeń może przypominać powierzchnię kuli w czterech wymiarach. Powierzchnia kuli ma skończoną rozciągłość, a jednak nie ma granic ani brzegów! W kwantowej teorii otwiera się nowa możliwość: czasoprzestrzeń może nie mieć żadnych brzegów, a więc nie ma potrzeby, by określać zachowanie Wszechświata na brzegu. Nie ma żadnych osobliwości, w których załamują się prawa nauki, ani żadnych brzegów czasoprzestrzeni wymagających odwołania się do pomocy Boga lub do jakiegoś zbioru nowych praw wyznaczających warunki brzegowe dla czasoprzestrzeni. Taki Wszechświat byłby całkowicie samowystarczalny i nic z zewnątrz nie mogłoby nań wpływać. Nie mógłby być ani stworzony, ani zniszczony. Mógłby tylko być. [...] Zatem istnienie wszystkich skomplikowanych struktur, jakie widzimy we Wszechświecie, może być wyjaśnione przez brak granic i warunków brzegowych czasoprzestrzeni oraz zasadę nieoznaczoności mechaniki kwantowej. Tak długo, jak Wszechświat ma początek, można przypuszczać, że istnieje jego Stwórca. Ale jeżeli Wszechświat jest naprawdę samowystarczalny, nie ma żadnych granic ani brzegów, to nie ma też początku ani końca, i po prostu istnieje! Gdzież jest wtedy miejsce dla Boga-stworzyciela? ”
4.
BRAK ONTOLOGICZNEJ ALTERNATYWY
W swojej książce
„Filozofia i wszechświat. Wybór pism”
ks. prof. Heller podejmuje kwestie nieskończoności w kosmologii oraz początkowej osobliwości, które konfrontuje z ideą stworzenia Wszechświata przez Boga.
Tak pisze o tajemnicy stworzenia:
„Jednakże Wszechświat naprawdę istnieje. "Niedozwolony przeskok" od nieistnienia
do istnienia musiał się jakoś dokonać. To jest właśnie "tajemnica Stworzenia".
Czuję się w obowiązku przestrzec Czytelnika przed zbyt łatwą pokusą traktowania "niedozwolonych przeskoków", o jakich pisałem wyżej, jako miejsc,
które należałoby wypełnić "hipotezą Boga". Powołaniem nauki jest nigdy nie zatrzymywać
się w łańcuchu pytań i nigdy nie porzucać strategii poszukiwania na nie odpowiedzi
za pomocą naukowych metod. Sądzę, że to, co wydaje się nam dziś
"niedozwolonym przeskokiem" ( np. od nie-życia do życia lub od nie-świadomości do świadomości ) jest czymś niedozwolonym tylko z punktu widzenia naszej dzisiejszej
logiki, ale w gruncie rzeczy stanowi fundamentalną strategię przyrody w rozwiązywaniu
jej najtrudniejszych problemów. [...]Czy "nowa logika" rzuci rozjaśniający snop światła
na to najważniejsze pytanie: Dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Mam nadzieję,
że tak. Ale sądzę, że pytanie to na zawsze pozostanie źródłem metafizycznej fascynacji.
Bo przecież istniejemy, a najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic.”
Czuję się w obowiązku przestrzec Czytelnika przed zbyt łatwą pokusą traktowania
"hipotezy Boga", o jakiej pisał wyżej ks. prof. Heller, jako hipotezy sensu stricto,
gdyż "hipoteza Boga" nie podlega zasadzie falsyfikowalności sformułowanej przez
Karla Poppera
w dziedzinie filozofii nauki, a zatem "hipoteza Boga" nie może być nigdy wysunięta,
jako hipoteza stricte naukowa.
Richard Swinburne,
jeden z najbardziej wpływowych filozofów chrześcijańskich w świecie anglosaskim,
ponownie sformułował niektóre tradycyjne argumenty na rzecz istnienia Boga. W swojej książce
„Czy istnieje Bóg?”
( wydanie w przekładzie Ireneusza Ziemińskiego, wydawnictwo "W drodze", Poznań 1999 )
Swinburne przywołuje klasyczny argument kosmologiczny:
„Niezwykłe jest to, że w ogóle cokolwiek istnieje. Z pewnością najbardziej naturalnym stanem jest po prostu nicość: żadnego wszechświata, żadnego Boga, nic w ogóle. A jednak coś istnieje.”
A jednak coś istnieje! Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?
W jednym zgodzę się ze Swinburnem całkowicie. Jeżeli, jak twierdzi Swinburne, najbardziej naturalnym stanem jest po prostu nicość, to wtedy, jak on sam trafnie zauważa, nie tylko nie ma żadnego wszechświata, ale nie ma też żadnego Boga.
Czy jednak istnieje Bóg-stworzyciel?
O ile istnienie naszego Wszechświata jest dla nas bezpośrednim, namacalnym faktem, o tyle przypuszczalne istnienie Boga-stworzyciela może być w najlepszym przypadku tylko aksjomatem roboczej hipotezy lub dogmatem teologii.
Zatem jeżeli najbardziej naturalnym stanem jest po prostu nicość, to z jakiego powodu zaistniał nasz Bóg-stworzyciel? Czy naszego Boga-stworzyciela stworzył Super-bóg-stworzyciel? Ale skoro najbardziej naturalnym stanem jest po prostu nicość, to z jakiego powodu miałby zaistnieć ten Super-bóg-stworzyciel? Dlaczego istnieje raczej Bóg niż nic?
Ale dlaczego, jak proponuje Swinburne, w ogóle istnienie czegokolwiek miałoby być "niezwykłe"? Dlaczego stanem najbardziej naturalnym miałaby być nicość?
Według ks. prof. Hellera, tajemnica Stworzenia, to niedozwolony przeskok od nieistnienia do istnienia.
Czy rzeczywiście najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic?
Czy "nowa logika" rzuci rozjaśniający snop światła na to najważniejsze pytanie,
pytanie Leibniza?
Czy pytanie to na zawsze pozostanie źródłem metafizycznej fascynacji? W swojej książce
„Ostateczne wyjaśnienia wszechświata”
ks. prof. Heller zauważa, że:
„Jednym z najprostszych sposobów wyjaśniania świata jest próba przekonania siebie
samego, że nie ma nic do wyjaśnienia. Jeżeli Wszechświat istniał zawsze, to nie ma żadnej
racji, by pytać o jego przyczynę. [...]Nic dziwnego, że doktryna o "wieczności materii"
zawsze stanowiła jedną z centralnych tez wszelkiego rodzaju materializmów.”
Czy rzeczywiście trzeba wyjaśnić, dlaczego istnieje raczej coś niż nic?
W przeciwieństwie do Michała Hellera, Henri Bergson uważał, że nie ma potrzeby,
aby to wyjaśniać.
Henri Bergson(1859-1941),
pisarz i filozof francuzki, laureat Nagrody Nobla, tak mógłby odpowiedzieć Michałowi Hellerowi na jego powyższe zarzuty:
„Część metafizyki obraca się, świadomie lub nie, wokół pytania, dlaczego coś istnieje. Dlaczego jest materia, duch, niźli raczej nic? Jednakże pytanie to zakłada, że rzeczywistość jest otoczona przez pustkę, że pod bytem ukryta jest nicość, że w zasadzie nic nie powinno istnieć, że zatem trzeba wyjaśnić, dlaczego rzeczywiście coś jest. Jest to jednak czysta iluzja, bo idea absolutnej nicości[ niebytu ] ma tyleż znaczenia, co idea kwadratowego koła.”
Czy nasza rzeczywistość jest otoczona przez nicość?
Leibniz stawia słynne pytanie: Dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Dla Leibniza odpowiedź jest jedna: tylko Bóg jest przyczyną istnienia wszelkiego bytu. Skoro zaś dla Leibniza zasada racji dostatecznej jest wymogiem logiki, wydawałoby się, że istnienie Boga jest prawdą logiczną.
Ale czy rzeczywiście najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic?
Warto się uważnie przyjżeć zasadzie racji dostatecznej. Zobaczmy, co ma na ten temat do powiedzenia filozof
Leszek Kołakowski(1927-2009).
W swojej książce
„Obecność mitu”
Kołakowski tak pisze o zasadzie racji dostatecznej w kontekście pytania Leibniza:
„W szczególności, ze względu na doświadczenie określone przez konstytucję nauki,
nie mogę uznać zasady racji dostatecznej. Zasada ta ( w leibnizjańskim sensie )
nie jest ani analityczną regułą logiki, ani sprawozdaniem z obserwacji. Jest postulatem,
który nadaje projektowi mitycznemu pseudo-logiczną postać artykulacyjną.
[...]W rzeczywistości założenie Leibniza jest inne: nie głosi on, że cokolwiek się dzieje
ma cel, lecz, że istnienie świata jest wynikiem wyboru międzu istnieniem i
niebytem. Rozumowanie jest takie: można wytłumaczyć każde zdarzenie przypadkowe innymi
zdarzeniami, z których każde jest przypadkowe i przypadkowa jest ich suma; żadna empiria
nie potrafi znieść przypadkowości. Lecz uznać przypadkowość każdego zdarzenia z osobna
oraz ich sumy, to uznać przypadkowość istnienia świata. Otóż, wedle Leibniza, tego uznać
nie wolno, albowiem istnienie jest trudniejsze aniżeli nieistnienie. Pytanie,
dlaczego coś w ogóle istnieje, jest tedy, wedle Leibniza, sensowne i nieodparte,
a odpowiedź na nie znosi zarazem przypadkowość zdarzeń poszczególnych. Aby uprawomocnić
zasadę racji dostatecznej, trzeba przeto uznać, że istnienie świata jest dziełem wyboru, ponieważ jego nieistnienie jest łatwiejsze. Zawodność doktryny Leibniza
nie pochodzi tedy z konfuzji dwóch odmian przyczynowości, ale z dowolności tego właśnie
założenia co do wzajemnej pozycji bytu i niebytu. Przekazywalne doświadczenie nigdy
nie odnajdzie tej obserwacji, nie ma w nim bowiem żadnej intuicji niebytu, a tym samym
nie ma intuicji istnienia w znaczeniu bezwarunkowym. Zatem powiedzenie, iż niebyt jest łatwiejszy niż byt ( tj. łatwiej wyobrażalny? - albo obdarzony zawsze presumpcją dodatnią? - albo dany świadomości jako idea zaczątkowa póki brak dowodów na byt? itd. )
umyka rozumieniu dopuszczalnemu w kręgu reguł naukowych.
[...]Świat jest, czym jest, nie odsyła do niczego, nie wymaga pytania o racje.
Kiedy nazywamy byt przypadkowym - jak czyni Sartre - również dajemy do zrozumienia, iż
mamy dobrą intuicję tego, co jest bytu nieobecnością, intuicję nicości; zakładamy wtedy,
wbrew Leibnizowi, że istnienie nie jest wynikiem wyboru między istnieniem a nieistnieniem
i że nicość nie jest wcale od bytu "łatwiejsza", ale zakładamy, w zgodzie z Leibnizem,
że [ te dwie idee ]byt i nicość są dostępne wypowiadalnej konfrontacji w pomyśleniu[ lecz nie w rzeczywistości ]. [ Domniemana teoretyczna ] ekwipotencja bytu i nicości umożliwia wiarę w przypadkowość świata, ale jest założeniem równie mitycznym, jak ich nierówność[ nieekwipotencja ].”
To najważniejsze pytanie Leibniza należałoby sformułować w sposób bardziej precyzyjny:
Dlaczego istnieje raczej Byt niż Niebyt( totalna nicość )? Gottfryd Wilhelm Leibniz nie był pierwszym filozofem, który sformułował ten problem. Odpowiedź na to pytanie pojawiła się na długo przed Leibnizem.
Filozof
Leszek Kołakowski(1927-2009)
w swojej książce
„O co nas pytają wielcy filozofowie”
napisał:
„Wolałbym, prawdę mówiąc, nie wspominać o
Parmenidesie z Elei
wcale, bo tylu ludzi znacznie ode mnie uczeńszych miało kłopoty z rozumieniem właściwego sensu i spierało się o sens tych kilkudziesięciu zdań, jakie ocalały z heksametrem pisanego poematu, gdzie Parmenides metafizykę swoją objawił. Nie wspominać jednak o nim niepodobna, on to był bowiem siłaczem, który w ruch wprawił wielki strumień myśli europejskiej, trwający nie tylko przez tysiąc lat, jakie od jego czasu do końca akademii ateńskiej zbiegły, ale trwający i potem przez wieki w filozofii i teologii chrześcijańskiej, ale także niechrześcijańskiej, aż do naszych dni.”
Wydaje mi się, że odpowiedź na słynne pytanie Leibniza jest zdumiewająco prosta. W jednym zdaniu możnaby ująć ją tak: Dlatego, że Niebyt nie stanowi ontologicznej
alternatywy dla Bytu.
Parafrazując antycznego greckiego filozofa Parmenidesa, odpowiedź można wtedy zawrzeć w dwóch zdaniach: Dlatego, że wszystko to,
co istnieje[czyli ontologiczny Byt], to jest, a wszystko to, co nie istnieje[czyli ontologiczny Niebyt - totalna nicość ], tego nie ma. Byt jest, a Niebytu nie ma. I z tej to prostej przyczyny istnieje właśnie Byt zamiast Niebytu.
Byt jest, czym jest, nie odsyła do niczego poza sobą( bo niby do czego miałby odesłać, skoro poza bytem byłby już tylko niebyt, gdyby istniał! ); ontologiczny Byt nie wymaga pytania o swoją rację bytu!
Dlaczego Niebytu nie ma? Bo gdyby był, to byłby wtedy już jakąś formą Bytu. Być, to może tylko ontologiczny Byt,
bo ontologiczny Niebyt, z definicji, nie istnieje. To takie proste.
Aby istniała alternatywa, muszą istnieć oba jej składniki, a Niebyt, z definicji, nie istnieje, gdyż jest totalną nicością. Zatem Niebyt nie może stanowić ontologicznej alternatywy dla Bytu. Niebyt, z definicji, nie istnieje, ale istnieje idea Niebytu, tak, jak istnieje popularna wśród małych dzieci idea Świętego Mikołaja zostawiającego w nocy prezenty pod choinką. Istnieje idea Świętego Mikołaja, ale nie oznacza to, że istnieje
Święty Mikołaj rzekomo osobiście odpowiedzialny za wszystkie prezenty pod wszystkimi choinkami. Idea Niebytu istnieje, ale Niebyt, opisany przez tę ideę, w rzeczywistości nie istnieje. Niebyt, to właśnie taki Święty Mikołaj ontologii. Wiele się o nim rozprawia, wiele mu się przypisuje. A on? A on nie istnieje!
Być może jednym z powodów, dla których Nicość, Niebyt nie istnieje jest to,
że nawet sam wszechmogący Bóg-stworzyciel nie byłby w stanie go stworzyć?
Zatem Byt, w sposób naturalny, nie posiada ontologicznej alternatywy dla swojego istnienia. Byt jest. Byt po prostu istnieje, jako niestworzony, bez początku i bez końca, tak, jak istniałby Bóg-stworzyciel. Ale Bóg-stworzyciel nie jest konieczny do tego, aby istniał ontologiczny Byt, lub Wszechświat, bo nie istnieje taka potrzeba, aby najpierw pokonać Niebyt w prestidigitatorskim
Creatio ex nihilo
i w ten sposób utorować drogę dla zaistnienia Bytu. Bóg-stworzyciel nie jest bytem koniecznym. Z natury, ontologiczny Byt( a w tym i nasz Wszechświat ) jest właśnie
takim bytem koniecznym. Bóg-stworzyciel jest bytem zbytecznym.
Przecież nie ma potrzeby pokonywać Niebytu, który nie istnieje.
Przecież nie ma potrzeby stwarzać Bytu, który zawsze istniał.
„Tak długo, jak Wszechświat ma początek, można przypuszczać, że istnieje jego Stwórca. Ale jeżeli Wszechświat jest naprawdę samowystarczalny, nie ma żadnych granic ani brzegów, to nie ma też początku ani końca, i po prostu istnieje! Gdzież jest wtedy miejsce dla Boga-stworzyciela?” - pyta nas retorycznie
profesor Stephen Hawking.
Zastanówmy się nad tym:
Ontologiczny Byt, to Istnienie.
Ontologiczny Niebyt, to Nieistnienie.
Istniejący Niebyt, to "Istniejące Nieistnienie".
"Istniejące Nieistnienie", to sprzeczność.
Czy sprzeczność mogłaby jakoś zaistnieć, jako aktualna rzeczywistość,
inaczej, niż tylko jako koncepcja w naszym umyśle( logiczna konkluzja, wniosek )?
Czy wszechmogący Bóg-stworzyciel mógłby dokonać cudu i stworzyć sprzeczność w rzeczywistości?
Idea kwadratowego koła jest sprzecznością i dlatego nawet ja nieoczekiwałbym w tej kwestii od wszechmogącego Boga-stworzyciela cudów. Ale czy nie jest również sprzecznością tworzenie czegoś z niczego? Czyżby dla wszechmogącego Boga-stworzyciela tylko niektóre sprzeczności były możliwe? Czy filozoficzne rozumowanie w stylu Parmenidesa byłoby do zaakceptowania dla teologów katolickich? W swojej książce „Podglądanie Wszechświata”, ks. prof. Heller przytacza argumentację w stylu Parmenidesa:
„Dla wielu z nas będzie zapewne zaskoczeniem, że współczesne pojęcie prawa przyrody wywodzi się ze średniowiecznych sporów o Bożą wszechmoc, a więc z dyskusji ściśle teologicznej. Przypomnijmy sobie w tym miejscu nasze dziecinne dyskusje. Chyba każdy zadawał pytania: czy Pan Bóg może stworzyć kwadratowe koło? Albo: czy Pan Bóg może stworzyć kamień tak ciężki, że nie mógłby go podnieść? Przypomnijmy sobie także odpowiedź katechety, gdyśmy takie pytania stawiali: nie może, bo kwadratowe koło i kamień tak ciężki, że Pan Bóg nie mógłby go podnieść, są sprzecznościami, a sprzeczność nie może zaistnieć, gdyż sprzeczność jest niebytem, jest niczym, a niebytu, nicości nie można stworzyć.”
A więc nawet sam wszechmogący Bóg-stworzyciel nie jest w stanie stworzyć niebytu, nicości. Nic dziwnego więc, że niebyt, nicość nie istnieje.
"Istniejące Nieistnienie", to przecież sprzeczność, a sprzeczność jest niebytem,
jest niczym.
Parmenides miał jednak rację. Niebyt nie istnieje.
Jak pamiętamy, Leibniz uznawał
zasadę sprzeczności,
wedle której to, co sprzeczność zawiera lub do sprzeczności prowadzi,
musi być fałszywe. A stąd prosty wniosek, że totalne, globalne, zupełne Nieistnienie, czyli
ontologicznie "istniejący Niebyt", to idea fałszywa.
Dlaczego istnieje raczej coś niż nic, skoro najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic?
Czy rzeczywiście najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic? Jak niezbicie wynika z powyższych rozważań,
nie jest prawdą, że najprościej byłoby, gdyby nie istniało nic. Dlaczego? Dlatego, że jest to po prostu
całkowicie niemożliwe, żeby istniało totalne, globalne, zupełne nic( Niebyt )!
Zatem, jest jednak najprościej, że zawsze istniało coś. Co? Byt! Ontologiczny Byt.
Cały, nieskończony, niestworzony, naturalnie spontanicznie istniejący ontologiczny Byt,
który naturalnie i logicznie nie posiada swojej ontologicznej alternatywy w postaci Niebytu.
Być może częścią tego Bytu są również bogowie, tacy, jak starotestamentowy Jahwe,
hinduski bóg Brahma i jego Święta Trójca( Trimurti: bóg Brahma, bóg Wisznu i bóg Sziwa ), staroirański bóg Ahura Mazda, słowiański bóg Świętowit( Światowid ), sumeryjski bóg Anu i jego Święta Trójca( bóg Anu, bóg Enlil i bóg Enki ) czy muzułmański Allah, ale ani wszyscy oni razem, ani żaden z nich z osobna nigdy nie był Bogiem Stwórcą Wszechrzeczy, ponieważ nigdy nie było takiej potrzeby, aby stworzyć cały ontologiczny Byt, który zawsze naturalnie, spontanicznie istniał z tego jedynego prostego powodu, że naturalnie i logicznie nie posiada i nigdy nie posiadał on swojej ontologicznej alternatywy w postaci Niebytu, gdyż taka alternatywa nie istnieje i nigdy nie istniała z tego prostego powodu, że jest niemożliwa.
Istniejący Niebyt, to "Istniejące Nieistnienie". "Istniejące Nieistnienie", to sprzeczność.
Idea kwadratowego koła jest sprzecznością i dlatego nie może zaistnieć, jako aktualna rzeczywistość, inaczej, niż tylko jako koncepcja w naszym umyśle( logiczna konkluzja, wniosek ).